Włodzimierz Karpiński, minister Skarbu Państwa i poseł z Puław, będzie kandydował na przewodniczącego PO w naszym regionie. Dla wielu działaczy to znak, że wygra, bo na szefa namaścił go sam Donald Tusk
Deklarację ministra o kandydowaniu działacze nagrodzili brawami. – Musimy budować PO w imię służby ludziom, nie w imię doktryn i partykularnych interesów. Musimy godnie prowadzić sprawy publiczne – mówił Karpiński.
Dotychczas jedynym kandydatem był poseł Stanisław Żmijan, aktualny przewodniczący Platformy w regionie. Jeszcze dwa tygodnie temu jego zwolennicy byli pewni sukcesu. Wystarczyło, że policzyli szable, jakimi będą dysponować na zjeździe regionalnym. Przewagę Żmijana dostrzegali także niechętni mu działacze. Co się zmieniło?
Zwolennicy Karpińskiego przeciągają na jego stronę delegatów z terenu. – Jak się policzyliśmy, to wyszło, że wyraźnie wygrywa na punkty. Stoi za nim 240 delegatów, a za Żmijanem 200 – mówi nam jeden z sympatyków Karpińskiego.
Jednak najważniejsza jest decyzja szefa partii Donalda Tuska. – Karpiński nie mógł zgłosić kandydatury bez zgody premiera. Przecież jest jego pracownikiem, musi pilnować Skarbu Państwa, a nie jeździć po powiatach i pilnować spraw partii. A skoro jest zgoda, to oznacza, że Tusk gra na niego – tłumaczy lubelski polityk PO.
Co więcej, zarząd krajowy PO zdecydował we wtorek, że na zjeździe w Lublinie mają być wybrani delegaci na wybory przewodniczącego regionu. To wbrew temu, co zdecydowały wcześniej lokalne władze partii i Żmijan, który uznał, że delegatów z Lublina nie będzie. Tymczasem lubelscy delegaci mogą dać zwycięstwo Karpińskiemu. O ile dojdzie do rzeczywistego pojedynku między Karpińskim a Żmijanem.
Od dobrze zorientowanego polityka dowiedzieliśmy się, że Tusk, Karpiński i Żmijan spotkają się kilka dni przed zaplanowanymi na 26 października wyborami szefa regionu. Będą rozmawiać, jak ułożyć współpracę w regionie.
Tusk chce uniknąć rozbicia lubelskiej PO, wewnętrznych walk, czy rzucania przez członków partyjnymi legitymacjami. Dlatego Żmijan może w zamian za rezygnację z kandydowania dostać funkcję wiceprzewodniczącego i obietnicę braku rozliczeń z jego zwolennikami.
W środę Stanisław Żmijan nie odbierał od nas telefonu.