Żołnierze, którzy byli w Iraku. Studenci z Lublina, Krakowa, Warszawy czy Olsztyna. Jest nawet jeden Anglik. Wszyscy mają jeden cel – chcą być obserwatorami podczas powtórki drugiej tury wyborów prezydenckich na Ukrainie 26 grudnia.
O zaskoczeniu mówi też ks. Stefan Batruch z parafii greckokatolickiej w Lublinie. – Mamy 200 podań chętnych z całego kraju.
Strona ukraińska zgłosiła zapotrzebowanie na ok. 5 tysięcy międzynarodowych obserwatorów. Wedle wstępnych szacunków tylko Polska wyśle ich tysiąc. – My jesteśmy w stanie wysłać 200 osób – dodaje ksiądz Batruch.
Większość obserwatorów wyjedzie 25 grudnia. Tuż przed wyborami będą mieli szkolenie. – Najważniejszy jest obiektywizm – podkreśla Redzik. – Obserwatorzy muszą być bezstronni. Dlatego nikt nie może nosić np. pomarańczowych chust czy szalików.
Obserwatorzy, także ci z Lublina, będą rozrzuceni po całej Ukrainie. Pojadą do Łucka, Charkowa, Kijowa i dziesiątek mniejszych miast.
Jakie będą ich zadania? – Mają zapewnić demokratyczny, zgodny z ukraińskim prawodawstwem przebieg wyborów – wyjaśnia Jacek Piasecki z Lublina. Piasecki był obserwatorem poprzedniej tury. Teraz również wybiera się na Ukrainę. – Przez cały dzień jeździłem po komisjach wyborczych. Miałem odpowiednie zaświadczenie i mogłem rozmawiać z członkami komisji. W razie jakichkolwiek nadużyć, natychmiast informowaliśmy o tym telefonicznie.
Obserwatorzy nie liczą na żadne korzyści finansowe z takiej misji. Organizatorzy zapewniają jedynie transport na Ukrainę, hotel i wyżywienie. – W ostatniej chwili znaleźli się sponsorzy, dzięki którym nikt nie będzie musiał do takiego wyjazdu dokładać – dodaje Redzik.