Porucznik Robert Kuźma, 35-letni dowódca załogi samolotu, który w środę rozbił się podczas podchodzenia do lądowania w Mirosławcu,
Wiadomość o tragedii wstrząsnęła mieszkańcami Lipska. Wczoraj Kuźmów odwiedzili wójt gminy Zamość i miejscowy proboszcz. - Obiecują pomoc, także materialną. To bardzo miłe, ale co nam teraz po pieniądzach... - mówi matka.
15 tys. zł zapomogi obiecał rodzinom ofiar rząd. Małgorzata Kuźma, żona Roberta, ma zapewnioną opiekę psychologiczną. - W Krakowie jest z nią też siostra i brat. Nie wiemy, jak jej inaczej pomóc - płacze Maria Dragan, matka wdowy. Wspomina, jak razem z córką przeżywała każdy lot zięcia. - Nieraz zdarzało się, że Małgosia denerwowała się, bo nie było od niego żadnych wiadomości.
- Ale zawsze wracał cały. Nawet z wojny, bo latał do Iraku - dodaje matka zmarłego.
Robert Kuźma był doświadczonym pilotem. Zaczynał na szybowcach w Aeroklubie Ziemi Zamojskiej. Później ukończył szkołę w Dęblinie, studiował na Politechnice Warszawskiej. Zanim siadł za sterami transportowca CASA, przez 13 lat latał dla wojska rosyjskimi AN-26. Teraz miał wrócić na urlop, a za rok zamierzał przesiąść się na samoloty pasażerskie.
Wyjaśnienie przyczyn wypadku może zająć wiele tygodni. Spekuluje się, że wpływ na tragiczny przebieg lądowania mogła mieć zła pogoda albo niewłaściwe działanie naziemnego systemu naprowadzania samolotów.
(ak)
Pamięci pilotów
(pim)