Regały Miejskiej Biblioteki Publicznej czekają na 10 tysięcy książek. Czytelnicy zwlekają z ich oddaniem. To dużo, zważywszy, że do osiedlowych filii zapisanych jest 70 tys. osób. Termin zwrotu wypożyczonych książek mija po miesiącu.
Są też i tacy, którzy prawie codziennie mijają wypożyczalnię. I jakoś im nie po drodze. – Wziąłem trzy książki kilka lat temu. Później nie mogłem znaleźć czasu. Teraz głupio byłoby mi wejść i oddać lektury – czerwieni się pan Tomasz z Lublina.
Ale kto zechce wyrównać rachunki z biblioteką, nawet na własny wstyd znajdzie sposób. – Gdy pracowałam w jednej z filii, przez kilka lat nie mogłam się doprosić o zwrot książek od pewnego małżeństwa. Nie było żadnej reakcji. Aż nagle dostałam paczkę. Z Wybrzeża – wspomina Filipiak.
A co zrobić, gdy książka zginęła? – Wystarczy ją odkupić. Albo zapłacić – podpowiadają bibliotekarze. Ale nie zawsze musi być to dokładnie ten sam tytuł. Z biblioteką można się dogadać.
– Nieraz wystarczy zadzwonić i zapytać, jakiej książki dana filia potrzebuje. I przynieść ją w zamian za tę, która zaginęła – sugeruje Filipiak. Takich przypadków jest dużo. W taki sposób do MBP trafiły w ubiegłym roku 1934 książki. Niektórzy obdarowują wypożyczalnie z własnej nieprzymuszonej woli. Ostatnio do jednej z lubelskich filii trafiła, oprawiona w płótno, kolekcja 40 dzieł Kraszewskiego.