Na 65 pijanych kierowców, których zatrzymała policja w ten weekend na Lubelszczyźnie, co szósty wpadł dzięki temu, że ktoś w porę zadzwonił na policję.
– Ludzie często informują nas także o tym, że pijany wyjeżdża spod bloku lub zakładu pracy, po "imieninach u szefa”. Każdy taki sygnał jest sprawdzany i w wielu przypadkach zatrzymujemy pijanego kierowcę – dodaje Arkadiusz Kalita z lubelskiej drogówki.
W dalszym ciągu jednak wiele osób uważa, że jest to donosicielstwo.
– To nie jest donos, ale obywatelska postawa – przekonuje Jolanta Wąsowska, psycholog komunikacyjny z Lublina. – Każdy z nas ma poczucie odpowiedzialności. Jeśli nie uda się zapobiec, aby pijany kierowca wsiadł za kierownicę, to natychmiast należy powiadomić policję lub Straż Miejską. W ten sposób można zapobiec tragedii. Jeżeli zaniechamy działania, bierzemy na sumienie moralną odpowiedzialność za ewentualne skutki. A z tym ciężko żyć.
Mundurowi podkreślają, że reagują na każdy telefon, również anonimowy.
– Dzwoniący z informacją o pijanym kierowcy, nie musi się przedstawiać – mówi Sławomir Góźdź, szef lubelskiej drogówki. – Dla nas najważniejszy jest sam sygnał. A ten często może zapobiec tragedii.
W ubiegłym roku lubelska policja odnotowała kilka przypadków, kiedy to żony dzwoniły do dyżurnego z informacją, że ich pijany mąż właśnie siada za kierownicą. I panowie stracili prawa jazdy.
– Dobrze, że na tym się tylko skończyło – mówią mundurowi. – W jednym przypadku mężczyzna miał 3,2 promila. A chciał jechać samochodem. Oczywiście po wódkę.