Od dwóch dni lubelscy saperzy nie mogą uprzątnąć 250-kilogramowej bomby lotniczej z II wojny światowej, którą znaleziono w Józefowie pod Radzyniem Podlaskim. Niewypału pilnują na zmianę policjanci i strażacy.
Na niewypał natrafił w poniedziałek sąsiad Eleonory Mazurek. Orał pole, gdy coś zgrzytnęło. - Zbladł, gdy ujrzał wierzchołek olbrzymiego pocisku - mówi Mazurek. - Zadzwoniłam do wójta. Powiedziałam mu, co się stało.
Wójt szybko powiadomił policję i saperów z Dęblina. Żołnierze przyjechali i... odjechali. Stwierdzili, że nie mogą zdetonować bomby, bo jest zbyt duża i eksplozja mogłaby zniszczyć pobliskie zabudowania. Aspirant Dariusz Łukasiak, rzecznik prasowy radzyńskiej Komendy Powiatowej Policji, poinformował nas, że dziś saperzy mają pojawić się ponownie. Tym razem z dźwigiem i odpowiednim samochodem, aby wywieźć niewybuch na poligon. Całodobowy nadzór nad bombą, przykrytą drewnianą skrzynką, pełnią na zmianę policjanci i strażacy. Ci pierwsi dyżurują w dzień, drudzy w nocy. Skąd w Józefowie mógł się wziąć niewybuch? W niedalekim
Maryninie w czasie II wojny światowej było niemieckie lotnisko.
Niewypał już raz był przyczyną dwóch tragedii w okolicy. Przed 18 laty zginęło dwóch chłopców z Niewęgłosza. Później podobna śmierć spotkała dziewczynę z Licht. (pim)