Teczka tajnego współpracownika – 200 zł. Teczka osoby inwigilowanej – 150 zł. A teczki „rozpracowywanych” instytucji – 50 zł, ale za kilogram. Za twardą oprawę dopłata 10 zł. Lubelski IPN znalazł sposób na wyjście z finansowej zapaści
Teraz IPN będzie miał pieniądze, a żądni wiedzy o działaniach specsłużb – teczki na własność. No, może nie do końca, bo kupcy będą mieli obowiązek trzymać teczki w nienaruszonym stanie przez 15 lat. To na wypadek, gdyby do instytutu zgłosił się ktoś zainteresowany wglądem w sprzedane już teczki.
Nie wszystkie teczki IPN będą jednak wystawione na sprzedaż. Materiały utajnione – i to nie wszystkie – będą mogli kupić tylko naukowcy z tytułem co najmniej doktora habilitowanego. IPN nie sprzeda też na razie akt spraw, w których toczą się śledztwa.
Wieść o planowanej sprzedaży teczek – handel rozpoczyna się już w poniedziałek – wyszła poza IPN. Pojawili się już pierwsi kupcy, którzy wpisali się na listę społeczną. Jest utajniona, nam jednak udało się nieoficjalnie dowiedzieć, że jedną z czołowych pozycji zajmuje na niej prof. Ryszard Bender, działacz prawicy znany z uporczywego tropienia agentów bezpieki. Złożył zamówienie na kilka teczek osobowych (m.in. inwigilowanego działacza „Solidarności” Stanisława Węglarza), a także całe akta rozpracowywania naukowców z KUL – w sumie ponad 50 kilogramów. – Nic dziwnego, swego czasu profesor jako jeden z pierwszych złożył wniosek o wgląd do swojej teczki – komentują w IPN.
IPN przygotował się już do całej operacji. W holu instytutu stoi już waga kupiona od syndyka Odlewni Żeliwa, a w specjalnie wyznaczonym pomieszczeniu – maszyna do oprawiania tradycyjnych teczek w twarde okładki. IPN kupił ją za ciężkie pieniądze, ale ma nadzieję że wydatek szybko się zwróci. Twarde okładki to dopłata 10 zł.
Pomysł lubelskiego IPN jest pilotażem, jeśli się sprawdzi, być może inne oddziały w kraju też zaczną sprzedawać teczki.