Będą postępowania dyscyplinarne wobec lubelskich antyterrorystów. Pijany dowódca i jego dwaj podwładni zostali nakryci w swojej jednostce. Byli po służbie, ale i tak muszą się liczyć z konsekwencjami.
Ich wyniki powinny być znane w ciągu miesiąca. Jeśli policjanci zostaną uznani za winnych, muszą się liczyć z konsekwencjami służbowymi - od upomnienia, po wyrzucenie ze służby.
Dowódca policyjnych antyterrorystów i jego dwaj podwładni wpadli w niedzielny poranek, 13 kwietnia. Do lubelskiej komendy wojewódzkiej zadzwonił anonimowy informator z sygnałem, że w jednostce przy ul. Grenadierów mogą pracować pijani mundurowi.
Odwiedził ich oficer inspekcyjny z KWP. Na miejscu zastał pijanego dowódcę sekcji AT. Było z nim dwóch antyterrorystów, od których czuć było alkohol. Dowódca poddał się badaniu alkomatem, które dało wynik 1,3 promila. Jego koledzy nie zgodzili się na badanie. Byli po służbie, więc poszli do domu.
Nie można ich było zmusić do badania, bo na miejscu nie znaleziono dowodów świadczących o przestępstwie czy wykroczeniu. Żadnych, butelek, kieliszków i innych śladów biesiadowania.
Wewnętrzne postępowanie miało wyjaśnić, czy policjanci pili na terenie jednostki. Dowódca antyterrorystów zaprzeczał. Tłumaczył, że wrócił na ul. Grenadierów, by zabrać rower, który zostawił tam w sobotę. Nie wiadomo jednak, dlaczego będąc pijanym miałby wracać do domu rowerem.
Z nieoficjalnych informacji wynika jednak, że dowódcę sekcji AT przebadano co najmniej dwa razy. Okazało się, że stężenie alkoholu w organizmie rosło. Oznaczałoby to, że niedługo przed badaniem skończył pić.