Badanie pacjentów przestarzałym rentgenem lub mammografem grozi nieprawidłową diagnozą i niewłaściwym leczeniem. A większe, niż w przypadku nowego sprzętu, promieniowanie może doprowadzić do raka. Takie urządzenia wciąż pracują w szpitalach Lubelszczyzny.
Chociaż maksymalny okres użytkowania wynosi 10 lat, prawie wszędzie pracują starsze aparaty rentgenowskie. W Lublinie – w SPSK nr 4, w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym, szpitalu kolejowym, szpitalu przy al. Kraśnickiej, Centrum Onkologii, Szpitalu Neuropsychiatrycznym, Ośrodku Medycyny Pracy. A także w Łęcznej, Jaszczowie, Bełżycach, Białej Podlaskiej. Wśród staroci dużo jest aparatów Turr, produkowanych jeszcze w NRD. – Ultrasonografy mające ponad 10 lat posiadają SPSK nr 4, SPSK nr 1, szpital im. Jana Bożego w Lublinie, Łęczna, Bełżyce, Krasnystaw, Puławy, Tomaszów Lubelski – wymienia prof. Drop. – Stary mammograf jest na wyposażeniu Instytutu Medycyny Wsi, szpitala w Poniatowej oraz w Łukowie.
Na zakup nowego i drogiego sprzętu szpitale nie mają pieniędzy. Aparat rentgenowski kosztuje od 250 tys. zł do 1 mln zł, ultrasonograf od 100 tys. zł do 1,5 mln zł. Badają więc starociami. Właśnie ze starości padły ostatnio dwa rentgeny w DSK (szpitalowi został jeden). – Pracowały trzy razy dłużej niż powinny – mówi doc. Paweł Wieczorek, kierownik Zakładu Radiologii w DSK. – Miały po 14 lat. Kiedy wejdziemy do Unii Europejskiej, odrzucą nam trzy czwarte sprzętu. Efektem używania starej aparatury jest bowiem niewiarygodność w badaniach. A duże promieniowanie może niekiedy doprowadzić do biologicznie szkodliwych efektów i teoretycznie może być przyczyną zmian nowotworowych.
Pacjenci się nie boją, bo nie są świadomi zagrożenia. – Skoro badają tym ludzi, to urządzenia muszą być chyba sprawne – sądzi mężczyzna, którego spotkaliśmy w SPSK nr 4. – My, pacjenci, nie mamy wyjścia. Jesteśmy skazani na sprzęt, który jest w szpitalach. No chyba, że kogoś stać na prywatne badanie za 70 zł.