Dla zdobycia „skóry” mogło dochodzić do uśmiercania przy użyciu leku pavulon, zwiotczającego mięśnie i zatrzymującego oddech. Ministerstwo Zdrowia zarządziło natychmiastowe kontrole we wszystkich stacjach pogotowia ratunkowego w zakresie gospodarowania tym lekiem oraz wezwało do siebie dyrektorów stacji.
Alicja Ciechan, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Lublinie, zapewniła Dziennik, że w jej pogotowiu nigdy nie było jakichkolwiek układów z firmami pogrzebowymi.
– Wprowadziłam zasadę, że moi pracownicy nie mogą informować firm pogrzebowych o zgonach, a rodzinom zmarłych polecać jakiegoś zakładu – powiedziała. – Dotychczas nikt jej nie naruszył. A leku pavulon nie ma w ogóle na wyposażeniu karetek lubelskiego pogotowia.
O handlowaniu zwłokami, czyli o tym, że pogotowie ratunkowe daje informację zakładowi pogrzebowemu w zamian za pieniądze, słyszy się nie od dziś. By być blisko klienta, firmy pogrzebowe wynajmują pomieszczenia w szpitalach lub bezpośrednim ich sąsiedztwie. Wokół pełno jest tablic reklamujących usługi.
– Moja firma nie ma żadnych układów z pogotowiem – zapewnia Dariusz Radko, dyrektor lubelskiej firmy pogrzebowej „Styks”. – W Lublinie jest 6–7 firm, więc konkurencja nie jest tak silna jak w Łodzi, gdzie jest ich o wiele więcej.
Konkurencja oznacza, że trzeba walczyć o klienta i jego pieniądze. Rodzina zmarłego dostaje z ZUS zasiłek pogrzebowy w wysokości
4 tys. zł. Najczęściej zleca zorganizowanie pochówku (opłacanego z zasiłku) zakładowi pogrzebowemu, który zapewnia kompleksową obsługę (trumnę, toaletę zmarłego, transport, grób itd.).
– Wystawiamy faktury od 1500 zł wzwyż. Ceny usług pogrzebowych są tak ustawione, że zasiłek w zupełności wystarcza na cały pogrzeb – dodaje dyr. Radko. Dyrektor nie chciał powiedzieć, ile na czysto (po odliczeniu kosztów) zarabia jego zakład.
– Strasznie doją z ludzi – mówi anonimowo o jednej z firm osoba, która niedawno pochowała matkę. – Ciągle kazali dopłacać, byleby dostać jak najwięcej z tych 4 tys. Potem okazało się, że wieniec nie był ten, co zamawiany, a gorszy. Z faktury nie można się było dowiedzieć szczegółów, bo była tam całościowa kwota, jaką pochłonął pochówek.
W łódzkie wydarzenia nie wierzy dr Andrzej Ciołko, prezes Okręgowej Izby lekarskiej w Lublinie. – Media szukają sensacji i bez udowodnienia ferują wyroki – skomentował. – Wiele lat jeździłem w pogotowiu ratunkowym i nigdy z czymś takim się nie spotkałem.
Łódzką sprawą zajęła się tamtejsza prokuratura. Andrzej Wasiak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie, poinformował, że nasza prokuratura z podobnymi przypadkami do tej pory się nie zetknęła.