Policjanci wyjaśniają okoliczności wybuchu bomby w bloku przy ul. Glinianej w Lublinie. Ładunek wybuchł w nocy ze środy na czwartek.
Ładunek został podłożony pod drzwi mieszkania na I piętrze. - Huk był ogromny - tłumaczy dziewczyna mieszkająca w klatce obok. Z okien bloku powypadały szyby, a z sześciu sąsiednich mieszkań drzwi. Mieszkanie, pod którego drzwiami podłożono bombę, zostało doszczętnie zniszczone.
W środku było troje studentów. Cudem nie odnieśli żadnych obrażeń. Po wybuchu przerażeni uciekli z mieszkania. - Dotarliśmy do nich i przesłuchaliśmy ich - mówi sierż. Anna Smarzak z lubelskiej policji.
Ucierpiały za to dwie sąsiadki, które trafiły do szpitala na obserwację. Jedna to starsza kobieta, chorująca na serce. Druga została uderzona drzwiami, które wyleciały w wyniku eksplozji.
Studenci od kilku miesięcy wynajmowali ten lokal od mieszkańca Rzeszowa. Jak udało nam się ustalić, to funkcjonariusz służby celnej, który sprzedał to mieszkanie dosłownie kilka dni temu. - Mężczyzna został już przesłuchany - wyjaśnia Smarzak. - O nowym właścicielu jeszcze nic nie wiemy.
Wszystko wskazuje na to, że bomba była "przeznaczona" dla starego. W listopadzie ktoś podpalił drzwi obok jego mieszkania. - Wtedy sprawcy się pomylili, ale chodziło im o celnika - spekulują sąsiedzi.
- Zwłaszcza, że już kilka razy podpalali mu drzwi do garażu, który ma obok - opowiada Stanisław Jawron, mieszkaniec sąsiedniego bloku. Wczoraj policjanci znaleźli przed garażem celnika płonącą reklamówkę. - To również mógł być ładunek wybuchowy - tłumaczy Smarzak.
- Ktoś ma z kimś na pieńku, a my musimy drżeć, czy nic nam się nie stanie - mówi przerażona jedna z mieszkanek bloku przy ul. Glinianej. - A jak to nie koniec zamachów? A jak będą kolejne bomby?
- Wyjaśniamy wszystkie okoliczności - zapewnia Anna Smarzak.
Wideo:
Materiał policji: