Oni żalili mu się na Ratusz, on przytakiwał i podsuwał recepty: po pół miliona rocznie i większy wpływ na decyzje. Tak wyglądało spotkanie senatora Jacka Burego z przedstawicielami lubelskich rad dzielnic. Czy to wstęp do wyścigu po władzę w mieście?
– Jesteście najbliżej mieszkańców, znacie najlepiej problemy dzielnic – tak senator Jacek Bury (Polska 2050) zachwalał przybyłych na jego zaproszenie przedstawicieli rad dzielnic. Już na przywitanie ogłosił im kilka pomysłów.
Pierwszy to przyznanie radom dzielnic prawa do składania projektów uchwał do Rady Miasta, która musiałaby je rozpatrzyć. Drugi to zobowiązanie urzędników do konsultowania decyzji z radami. Następny to zwiększenie kwoty, którą każda z rad ma w miejskiej kasie do swej dyspozycji. Teraz to 150 tys. zł na rok. – Dostajecie nie narzędzia, ale zabawki – ocenia senator. – To powinno być około 500 tys. zł.
Te pomysły szybko skontrował miejski radny Bartosz Margul z klubu prezydenta Żuka. Twierdził, że rady dzielnic mogą zasypać Ratusz projektami uchwał. – Gdyby to kilka dzielnic łącznie miało taką inicjatywę, jeszcze miałoby to sens – mówił Margul. Twierdził, że konieczność konsultowania każdej decyzji może grozić paraliżem. I przekonywał, że miasta nie stać na zwiększenie finansowej rezerwy do 500 tys. zł na dzielnicę. – Miasto wstrzymałoby wszelkie inwestycje – ocenił radny.
– To właśnie reprezentacja głosu Ratusza: nie ma pieniędzy, nie da się. Chcemy, ale nie możemy – skwitował Margula pod koniec spotkania Szymon Furmaniak z Rady Dzielnicy Dziesiąta. Podkreślał, że dzielnice od lat zgłaszają te same problemy.
W Lublinie takich rad jest 27, zasiada w nich ponad 400 osób. Część z nich, w wynajętej przez senatora sali w centrum Lublina, wylewała gorzkie żale. Że nie czują się poważnie traktowani przez Ratusz, że za mało mają pieniędzy do podziału, że zderzają się z urzędniczą spychologią.
– Termin odpowiedzi na pisma w żaden sposób nie satysfakcjonuje nas ani mieszkańców – mówiła Anna Poterucha-Radomska z Wrotkowa. – My zwracamy się o postawienie znaku. I jest odpowiedź urzędników: „proszę przeprowadzić konsultacje społeczne”. No błagam, my reprezentujemy tę dzielnicę, więc pewne rzeczy robimy na wniosek mieszkańców. Przecież mi się nie przyśniło, że ten znak ma być – mówiła Barbara Lisiak z Węglina Północnego.
Członkowie rad dzielnic mówili o bolączkach. Od senatora słyszeli, że nie mogą być marginalizowani, że trzeba podjąć „szybkie i zdecydowane działania” i nie można czekać dwa lata do kolejnych wyborów samorządowych. – Chcę przy moim biurze zorganizować grupę roboczą, gromadzącą osoby z poszczególnych rad dzielnic, które chcą się zaangażować w projekt budowania nowego regulaminu rad – mówił Bury. – „Głos dzielnic”, tak to nazywamy.
Prezydent Bury?
Czy działania senatora, wypowiadającego się ostatnio dość często w sprawach miejskich, są szykowaniem gruntu pod startu w wyborach na prezydenta Lublina? – Do wyborów zostało co najmniej dwa i pół roku. Na razie chcę, żeby Lublin dobrze funkcjonował jako samorządne i gospodarne miasto. Ale o starcie w wyborach w tym momencie nie myślę – mówi nam senator Jacek Bury.
– Wielokrotnie powtarzałem, że mam inne cele niż rządzenie miastem – stwierdza parlamentarzysta, chociaż definitywnie nie wyklucza takiego scenariusza. – Gdyby zaistniała sytuacja, w której prezydent Krzysztof Żuk nie chciał lub nie mógł startować w wyborach, byłbym gotów wziąć na siebie odpowiedzialność i stanąć do walki o prezydencki fotel. Ale z tego co wiem, pan prezydent planuje ubiegać się o kolejną kadencję.
W czwartek prezydent ogłosił wstępny plan finansowy miasta na przyszły rok. Wynika z niego, że tzw. rezerwa celowa dla każdej z rad dzielnic pozostanie na poziomie 150 tys. zł.