Nikola Wierzchowska z Lublina niedawno skończyła roczek. Od trzech miesięcy walczy z nowotworem nadnerczy. Teraz czeka ją kolejny blok chemioterapii.
- Tam po badaniach USG okazało się, że nasze maleństwo ma ogromnego guza w jamie brzusznej. Wynik badania brzmiał dla nas jak wyrok - rozpacza Żaneta Wierzchowska, mama Nikoli. - Nie wiedzieliśmy wtedy, że to dopiero wierzchołek góry złych wiadomości, jakie usłyszymy.
Kilka dni później dziecko znalazło się w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym.
- Usłyszeliśmy pełną diagnozę, że nasza córka ma bardzo złośliwy nowotwór Neuroblastoma z przerzutami do szpiku kostnego. Myślałam, że umrę z rozpaczy. To był najgorszy dzień w naszym życiu, oddalibyśmy wszystko, aby nigdy go nie było - wspomina pani Żaneta.
Nikolka zaczęła dostawać chemię. - Niestety, pojawiła się wysoka gorączka, wymioty, biegunka. Nie miała siły się bawić, śmiać. Bardzo schudła - mówi Paweł Wierzchowski, tata dziewczynki.
Później okazało się, że mała ma przerzuty do kości. Nikola przeszła już 4 bloki chemioterapii. Jutro wraca na oddział na kolejną chemię. - Na szczęście, guz się
zmniejszył, podobnie jak przerzuty - mówi pan Paweł.
Obecnie państwo Wierzchowscy są w bardzo ciężkiej sytuacji materialnej. - Tylko mąż pracuje i nie zarabia za dużo. Potrzebujemy pieniędzy na dojazdy do szpitala, pampersy czy środki pielęgnacyjne. Każdy rodzic chce, by dziecko miało wszystko.
Kruszynka lubi danonki, specjalne kaszki, soczki, a nas na to nie stać - ubolewa pani Żaneta. - Nikolka jest naszym jedynym dzieckiem i całym naszym światem. Przeżywamy koszmar, ale musieliśmy zebrać siły, by walczyć.
- Dziecko jest u nas leczone - potwierdza Agnieszka Osińska, rzecznik Dziecięcego
Szpitala Klinicznego w Lublinie.