Dotychczas Polak jawił się Niemcom jako robotnik pracujący na czarno. Przełamaliśmy stereotypy – podsumowują wolontariusze, którzy pomagali niemieckim sąsiadom przy usuwaniu skutków powodzi.
z Centrum Duszpasterstwa Młodzieży, którzy przez tydzień byli w czeskiej Pradze i niemieckiej Wittenberdze. – Mieliśmy doskonałą intuicję, by zorganizować taką akcję. Byliśmy pierwszymi wolontariuszami z Polski – mówi jej pomysłodawca
ks. Mieczysław Puzewicz.
W Czechach była 10-osobowa grupa. – Pracowaliśmy w dzielnicy Karlin, która najbardziej ucierpiała podczas powodzi – opowiada ks. Mirosław Ładniak. – Przy odnowie domu, który wkrótce stanie się centrum dla osób najbiedniejszych. Zostaliśmy specjalistami w zbijaniu tynków.
Do Niemiec pojechało siedem osób. – Wydawało mi się, że lepiej byłoby zebrać pieniądze i przekazać je powodzianom – mówi Małgosia. – Ale na miejscu zmieniłam zdanie. Niemcy czekali na naszą pomoc – tłumaczy.
Jedni wolontariusze wrócili, drudzy pojechali. Tych zastąpią kolejni. Akcja potrwa do końca września. – Wszystko zależy od transportu. Na wynajęcie busa nas nie stać – dodaje ks. Puzewicz.
We wczorajszym spotkaniu podsumowującym akcję wzięli udział Helena Pietraszkiewicz przewodnicząca Rady Miejskiej Lublina i Zbigniew Bagiński członek Zarządu Miasta. Oboje podziękowali wolontariuszom za bezinteresowność, ciężką pracę i promocję Lublina.