Dwie dyżurne przychodnie w Gdańsku nie pomogły turystce z Lublina, która uskarżała się na ból "ósemki”. – Niech pani sobie sama wyjmie lekarstwo z zęba – miała usłyszeć od lekarki lublinianka.
Młode małżeństwo z Lublina wybrało się na wakacje do Gdańska. W sobotę kobietę zaczął boleć ząb więc zgłosiła się na ostry dyżur do tzw. szpitala studenckiego w Gdańsku.
Tam stomatolog założyła na bolącą "ósemkę” lekarstwo i powiedziała, że być może trzeba będzie go usunąć. Wczasowicze dostali skierowanie do Kliniki Chirurgii Szczękowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku.
Ból narastał, więc kobieta razem z mężem wybrała się do UCK. Tam turyści dowiedzieli się, że niepotrzebnie czekali w kolejce pod gabinetem, bo placówka nie zajmuje się w ogóle leczeniem zębów pacjentów spoza szpitala. Kiedy nalegali, by ktoś im pomógł, lekarka dyżurna zadzwoniła do stomatolog ze szpitala studenckiego. Razem ustaliły, że kobieta powinna sama wyjąć sobie lekarstwo z zęba. Skończyło się na wizycie w prywatnym gabinecie i usunięciu bolącego zęba.
– Pomagamy pacjentom doraźnie, w nagłych sytuacjach, ale nie wyrywamy "ósemek”. To problematyczne zęby, trudne do usunięcia. Wymagają wcześniejszego prześwietlenia itd. Pacjentka dostaje opatrunek i czekamy na efekt – tłumaczy Małgorzata Wolszczak-Płatkowska, kierownik stomatologii dziennej szpitala studenckiego. – Zdarzają się sytuacje, że mówimy pacjentowi, że może sam usunąć opatrunek. To normalne. Być może problem w tym, że ktoś niezbyt miło przekazał taką informację – dodaje.
Sprawą zajmuje się już gdański NFZ.
– Wyjaśniamy, co się stało i czekamy na informację z obu placówek. Moim zdaniem stomatolog ze szpitala studenckiego zrobiła to, co powinna. Okazało się również, że w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym nie ma poradni, więc pacjentka musiałaby być przyjęta na oddział do szpitala. Stomatolog mogła o tym nie wiedzieć wypisując skierowanie – tłumaczy Barbara Kawińska, dyrektor gdańskiego Funduszu.