Poza granice Polski mają być wywożone dziki ryjące mieszkańcom miasta w ogródkach. To nowy pomysł Ratusza na pozbycie się tych zwierząt, po tym jak na ich wywożenie do polskich lasów nie zgodził się minister środowiska.
Skargi na dziki biegające po mieście napływają głównie z północnych części Lublina, przeważnie z rejonu ul. Poligonowej, chociaż nie tylko. Sygnały odbierano również z okolic al. Kraśnickiej, czy z południowej części Czubów, tej najbliżej lasu. W dzielnicach domów jednorodzinnych ryjące w ziemi zwierzęta zniszczyły już niejedną kwiatową rabatkę i niejeden warzywnik.
– Ja sam co najmniej dwa razy równałem trawnik i pobocze drogi przed swoim domem – podkreśla w piśmie do prezydenta miejski radny Stanisław Brzozowski (PiS), który wytrwale prosi Ratusz o rozwiązanie problemu, a Ratusz wytrwale odpowiada mu, że sprawą się zajmuje.
Już w październiku na terenie Sławina ustawiono dwie specjalne klatki-pułapki, do których miały wchodzić dziki zwabione pożywieniem. Miasto planowało, że pojmane zwierzęta potraktuje środkiem nasennym i zanim się obudzą wywiezie je do lasu położonego kilkadziesiąt kilometrów za Lublinem.
Takie wywożenie zwierząt zostało jednak zablokowane przez Ministerstwo Środowiska, które tłumaczy, że miastowe dziki mogą być nosicielami wirusa ASF, czyli afrykańskiego pomoru świń.
– Może się zatem zdarzyć sytuacja, w której zainfekowany dzik zostanie przewieziony na obszar wolny od choroby – ostrzegł wiceminister Andrzej Konieczny w swym piśmie rozesłanym do wojewodów. Poprosił, aby obwody łowieckie nie przyjmowały dzików przywożonych z miast.
Z tego powodu władze Lublina musiały zmienić taktykę. Od maja nie podejmują już próby odłowienia zwierząt do klatek.
– Szukamy nowych sposobów rozwiązania problemu dzików w naszym mieście – zapewnia radnego na piśmie Artur Szymczyk, zastępca prezydenta.
Nowy pomysł już jest. Skoro nie wolno wozić dzików do polskich lasów, będą wywożone z kraju.
– Finalizujemy rozmowy z podmiotem posiadającym gospodarstwo hodowlane – informuje Joanna Bobowska z Urzędu Miasta. – Podmiot ten specjalizuje się w odłowie dzikiej zwierzyny i eksporcie żywych zwierząt do innych krajów Unii Europejskiej pod nadzorem Powiatowego Inspektora Weterynarii i za zgodą ministerstwa.
– Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz – mogłyby to skomentować dziki, gdyby tylko umiały czytać. Nie umieją, więc nie mogą się dowiedzieć, ile pieniędzy wydało już miasto na próby ich schwytania.Dwie klatki-pułapki i cztery klatki transportowe były zakupione w ramach jednego z projektów budżetu obywatelskiego i kosztowały 24 969 zł. Na zakup przynęty, nęcenie dzików i przestawienie klatek miasto wydało dotychczas 5 486 zł.
Liczba złapanych w ten sposób dzików to okrągłe zero.