![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
Niemal wszyscy aresztowani w sprawie styczniowego napadu na sklep przy ul. Leszetyckiego są już na wolności. A o wymyślenie historyjki o rabunku podejrzana jest… sprzedawczyni.
![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
Napad miał miejsce w połowie stycznia.
- Ekspedientka zeznała, że po godzinie 22-giej, do sklepu weszło kilku mężczyzn. Jeden z nich poprosił o butelkę wody. Gdy sprzedawczyni odwróciła się, aby podać towar, mężczyzna miał ją zaciągnąć na zaplecze - informował wówczas Jacek Deptuś, z lubelskiej policji.
Napastnik zagroził, że jeśli będzie krzyczała i wzywała pomocy, to ją spali. Sprawcy mieli dziewczynę skrępować i przywiązać do krzesła. Ze sklepu zniknął alkohol i papierosy warte 10 tys. zł.
Jeden z przechodniów zauważył, że spod sklepu odjechał volkswagen i mazda. Policjanci rozpoczęli poszukiwania takich właśnie aut. Już o północy na parkingu na Czechowie odnaleźli volkswagena. W aucie były butelki alkoholu i papierosy.
Jak się okazało samochodem jeździł 23-letni Kamil G. Kilka minut po północy inny patrol zauważył mazdę. Za kierownicą siedział 22-letni Kamil Ch., mieszkaniec Lublina. W aucie był alkohol i papierosy.
W ciągu następnych dwóch dni policjanci zatrzymali jeszcze 21-letniego Łukasza Z. oraz Michała K. Kilka dni później czterech kolejnych mężczyzn. W komórce jednego z nich znaleźli kilkadziesiąt butelek alkoholi i kilkaset paczek papierosów.
Sąd uwzględnił wnioski o aresztowanie mężczyzn i wydawało się, że śledztwie nic nowego się już nie wydarzy. Ale sprawa z kilku względów wydawała się dziwna.
Zatrzymani mężczyźni mieszkali na Czechowie i przynajmniej z widzenia musieli być znani ekspedientce osiedlowego sklepu. A kobieta plątała się w zeznaniach.
Jak się dowiedzieliśmy sprzedawczyni został postawiony zarzut zawiadomienia policji o niepopełnionym przestępstwie oraz kradzieży. Ma zapłacić 10 tys. zł poręczenia majątkowego.
Sąd Okręgowy w Lublinie uchylił już areszt wobec niemal wszystkich mężczyzn. O tym, jak doszło do nieoczekiwanego przełomu w śledztwie, prokuratura nie chce zdradzić.