

„Kiler” został napisany do scenariusza filmowego, dość szybko, w jeden dzień. „Jestem z miasta” właściwie też szybko, bo w połowie lat 80. musiałem odreagować pewną frustrację związaną z życiową decyzją pozostania w mieście – rozmowa z Kubą Sienkiewiczem, liderem, wokalistą, gitarzystą zespołu Elektryczne Gitary

Zespół Elektryczne Gitary zagra w niedzielę, 30 marca, w lubelskiej hali Globus. To jeden z najpopularniejszych polskich zespołów lat 90. Ich twórczość, łącząca pop, rock, punk i humorystyczne teksty, stała się symbolem polskiej kultury lat 90. Płyty takie jak: „Wielka radość”, „A ty co”, „Huśtawki”, „Na krzywy ryj” pokrywały się złotem lub platyną. Lubelski koncert rozpocznie się o godzinie 18:30.
• Co słychać u Elektrycznych Gitar?
– Głównie zajmujemy się występami. W tym roku mamy trasę pod nazwą „W cieniu sufitów” liczącą 13 koncertów halowych, a około drugie tyle innych. Z okazji trasy nasz skład powiększył się do 8 osób: doszły dwie wokalistki, Marta i Julia.
Cieszymy się jak dzieci. Opublikowaliśmy w sieci kilka nowych singli, które polecamy. Poza tym moi koledzy grają z Zacierem oraz w innych projektach, a ja robię swój następny program.
• Jako zespół macie ustabilizowaną sytuację zawodową. Każdy z was pracuje. Czy w takiej sytuacji jest to granie dla kasy, czy dla przyjemności?
– Wszyscy jesteśmy dwuzawodowcami, zatem mamy z estrady przyjemność jak i utrzymanie. Koncerty są wydarzeniami radosnymi, a więc dodatkowo korzystnie wpływają na nasze zdrowie psychiczne i somatyczne.
• Czym się różni obecna publiczność od tej z początku lat 90. kiedy zaczynaliście?
– Obecna publiczność jest już przyzwyczajona do tego, że koncert jest wydarzeniem multimedialnym, z dodatkowymi atrakcjami, swego rodzaju świętem muzyki i zabawy. Trzeba to mieć na uwadze planując występ. Słuchanie muzyki na serwisach cyfrowych sprawiło, że publiczność nie oczekuje wykonania całych programów jak na płycie, tylko pojedynczych, ulubionych piosenek. Należy jednak dbać o spójną wizję całości.
• Zawsze się zastanawiałem nad tym, skąd wziął się pomysł na nazwę zespołu. Jakie inne nazwy rozważaliście?
– Inspiracją zapewne były nazwy Elektriczni Orgazam (zespół z dawnej Jugosławii) i Czerwone Gitary (zespół z dawnej Polski). Chodziło o to, żeby podkreślić w nazwie styl bigbitowy i żeby jednocześnie było bez sensu.
• Jak trafiłeś do Elektrycznych Gitar?
– Mieszkałem w tym samym mieście co członkowie grupy. Zespół potrzebował lekarza, ogłosili konkurs, zgłosiłem się i wygrałem casting. Okazało się, że praca na stanowisku lekarza muzycznego zespołu rozrywkowego jest równie atrakcyjna jak w szpitalu.
• Pamiętasz swoją pierwszą próbę z zespołem?
– Wszyscy byli chorzy. Przyniosłem odpowiednie leki i powoli z próby na próbę zaczęło coś iskrzyć. Trzeba było indywidualnie dopasować terapię do każdego muzyka. Próby odbywały się na plaży nad rzeką, czasem pod mostem, a najczęściej w Parku Olszyna na warszawskim Słodowcu. Sukces terapeutyczny zrobił na mnie dobre wrażenie i zachęcił do dalszej pracy.
• Policzyłeś ile nagraliście wszystkich utworów?
– Ilość nie przechodzi w jakość. Wiele utworów wydałem za szybko, pochopnie. Słuchacze nie podzielali moich osobistych fascynacji. Albumy koncertowe też były niepotrzebne. Najbardziej cenię sobie piosenki, które znalazły się na płycie „Stare jak nowe – 25 przebojów na 25-lecie”, a kolejne 25 mogłoby utworzyć drugi taki album. Razem około 50 tytułów dość dobrze po latach broniących się nagrań. Reszta jest milczeniem.
• Jaki jest podział ról w zespole? Kto jest tzw. rządzicielem, a kto policjantem utrzymujących zespół w ryzach? Jaka jest twoja rola?
– Ja jestem prezesem i konowałem. Jacek Wąsowski inżynierem. Piotr Łojek sekretarzem. Aleksander Korecki magistrem fletu. Tomasz Grochowalski i Leon Paduch również robią aranżacje muzyczne. Mimo upływu czasu firma działa sprawnie.
• Utrzymujecie ze sobą kontakt na co dzień czy tylko podczas tras?
– Spotykamy się na próbach oraz na okresowych zlotach zespołu. Tyle że wtedy też gramy, bo cierpimy na kompulsywne muzykowanie. W ten sposób się ze sobą komunikujemy i wyrażamy nasze emocje. Nawet wspólne słuchanie muzyki zbyt długo nam nie wychodzi.
• Jak powstawały wasze największe hity, na przykład „Kiler” albo „Jestem z miasta”?
– „Kiler” został napisany do scenariusza filmowego, dość szybko, w jeden dzień. „Jestem z miasta” właściwie też szybko, bo w połowie lat 80. musiałem odreagować pewną frustrację związaną z życiową decyzją pozostania w mieście i odmową przeprowadzki na wieś. Jak mnie coś poruszy, to potem innym się rzuca na uszy.
• Spodziewałeś się, że to właśnie te kompozycje staną się najbardziej popularne w całym dorobku zespołu?
– Statystyki eksploatacji mówią, że na podium są „Kiler”, „Co ty tutaj robisz” i „Koniec”. Na czwartym miejscu jest piosenka „Jestem z miasta” – też dość wysoko. Nie jest istotne, które utwory są najbardziej popularne, ale że w ogóle jakieś są. To zapewnia nam nadal koncerty i ułatwia pracę.
• Jakie masz hobby? Co robisz w wolnych chwilach?
– Idę do ogródka na hamak, spaceruję z psem, oglądam seriale, tańczę przed lustrem. Lubię lasy i łąki oraz przebywanie nad rzeką.
• Czy doświadczenia jako lekarza neurologa przydają się w zespole rockowym?
– Neurologia obfituje w schorzenia o złym rokowaniu. Oby doświadczenie neurologa nie przydało się w zespole. Nie życzę tego kolegom. Natomiast dzięki medycynie napisałem większość ważnych dla mnie i dla zespołu piosenek. Takie utwory jak „Jestem z miasta”, „Co ty tutaj robisz”, „Kiler”, „Dzieci”, „Spokój grabarza” i wiele innych nie powstałyby, gdyby nie konkretne sytuacje w pracy.
• Jak godzisz pracę lekarza z rolą piosenkarza i gitarzysty w zespole rockowym?
– Kiedyś, jak byłem młody i zdrowy, godziłem wszystko na pełne trzy etaty. Stopniowo i z przykrością musiałem ograniczać oba zawody, bo organizm ma coraz mniejsze możliwości.
Obecnie oceniam, że estrada i medycyna są rozłożone u mnie po 3/5 etatu. Innych nieprzyjemności w szpitalu nie miałem: koleżanki i koledzy zawsze serdecznie kibicowali mi w mojej działalności.
• Jakie macie plany na przyszłość?
– Będą kolejne single publikowane w serwisach cyfrowych. Do końca roku 2025 występujemy w obecnej formule, a dalej zobaczymy.
