Rzekomi policjanci zanim oszukali 60-letnią kobietę, zdobyli dokładne dane dotyczące jej rodziny. To tak uwiarygodniło ich historię, że mieszkanka Lublina oddała im 20 tys. zł.
Zadzwonił do nas syn kobiety z informacją, że wiosną jego mama miała serię głuchych telefonów. Ktoś też zakleił jej wizjer w drzwiach. Czy to oszuści robili pierwsze podchody? – Wtedy, po zgłoszeniu tych faktów, z komisariatu przy ul. Walecznych przyszedł policjant. Stwierdził, że trupa w mieszkaniu nie ma, więc nic nie może w tej kwestii zrobić – mówi rozgoryczony. – Potem dowiedzieliśmy się, że ktoś wypytywał o nas sąsiadów. Prokuratura nie zleciła nawet sprawdzenia bilingów rozmów telefonicznych…
Policja odmówiła wtedy wszczęcia dochodzenia. Uznała, że nie doszło do naruszenia "miru domowego”.
Oszuści nie wybrali 60-latki przypadkowo. – Mężczyzna, który dzwonił, znał wiele danych dotyczących naszej rodziny – mówi syn kobiety. – To daty urodzin, adresy, imiona małżonków, miejsca pracy. Dlatego wydał się mamie wiarygodny. To może wskazywać, że współpracował z kimś z naszego otoczenia.
Oszukana poszła znowu na komisariat przy ul. Walecznych, żeby podać dane osoby, którą podejrzewa o udział w oszustwie. – Mama usłyszała od policjanta, że to nic nie da a tylko doprowadzi do skłócenia rodziny z tą osobą. Bo trzeba będzie ją wezwać i powiedzieć, o co chodzi – dodaje syn kobiety.
Śledztwo w sprawie oszustwa przejęła już Komenda Miejska Policji w Lublinie. – W komisariacie przy ul. Walecznych zostało tylko przyjęte zawiadomienie o przestępstwie. Wszystkie okoliczności podane przez te panią będą wyjaśniane w komendzie miejskiej – zapewnia Renata Laszczka-Rusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.