W naszych szpitalach nie ma tylu lekarzy, by mogli pracować zgodnie z unijnymi przepisami.
Od 1 stycznia wchodzą przepisy unijne, ograniczające czas pracy lekarzy do 48 godzin w tygodniu. Teraz pracują po około 70 godzin. I byliby gotowi pracować tak, jak dotychczas, ale w zamian za istotne podwyżki. Dla lekarza bez specjalizacji żądają miesięcznego wynagrodzenia 5 tys. zł brutto, dla medyka z II stopniem 7,5 tys. zł. Oprócz rozmów w terenie, trwają też rozmowy między rządem a zarządem Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Co będzie, jeśli strony nie dojdą do porozumienia - pytamy Antoniego Rybkę, przewodniczącego Związku Zawodowego Lekarzy na Lubelszczyźnie. - To pytanie nie jest do lekarzy. Odpowiedzialność za pacjentów spada na rząd, którego ostatnim ogniwem są dyrektorzy - odpowiada Rybka.
- Rozmawiamy - mówi dr Anna Zmysłowska, zastępca dyr. ds. medycznych w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym przy al. Kraśnickiej w Lublinie. - Myślę, że jakoś sobie poradzimy. Szpitala nie trzeba będzie zamykać.
Negocjacje trwają w szpitalu dziecięcym w Lublinie. - Po Nowym Roku dzieci opiekę będą miały - uspokaja dr Jacek Rudnik, przewodniczący Związku Zawodowego Lekarzy w szpitalu. - Być może będziemy dyżurować jak na ostrym dyżurze.
Bez opieki nie zostaną też pacjenci szpitala w Białej Podlaskiej. - Jesteśmy w lepszej sytuacji, ponieważ nasi lekarze są na kontraktach, w przypadku których kodeks pracy nie obowiązuje - mówi Dariusz Oleński, dyrektor szpitala. - Mamy więcej możliwości rozwiązania problemu.
Chyba jedynym, gdzie podpisano porozumienie w sprawie przyszłorocznej organizacji pracy, jest Wojewódzki Szpital im. Jana Pawła w Zamościu. - Związkowcy zgodzili się podpisać zgodę na pracę ponad 48 godzin - przekazał nam Ryszard Pankiewicz, rzecznik prasowy szpitala. - W styczniu będą pracować tak, jak dotychczas. Za pracę przekraczającą unijny limit, dostaną zapłatę, jak za godziny nadliczbowe. W styczniu zapadną decyzje co do organizacji pracy w kolejnych miesiącach.
Minister zdrowia mówi, że część dyżurów mogą obsadzić rezydenci, czyli lekarze w trakcie specjalizacji. Deską ratunku może być także zwiększenie stawek za zabiegi medyczne. - Aby podnieść wartość punktu z 11 do 12 złotych (w punktach wyceniane są zabiegi - dop. red.) musielibyśmy dostać dodatkowo 70 mln zł - mówi Łukasz Semeniuk, rzecznik prasowy NFZ w Lublinie.