Z lubelskich sądów zginęły akta dwunastu spraw. Największy bałagan był w Wydziale Rodzinnym Sądu Rejonowego.
– Każdy przypadek zaginięcia akt jest niepokojący – przyznaje Jarosław Matras, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.
Nieprawidłowości wyszły na jaw podczas spisu z natury. Policzono, ile akt leży na półkach. Wyszło, że za mało. Spis był robiony na polecenie ministra sprawiedliwości. Grzegorz Kurczuk zarządził go po tym, gdy okazało się, że w warszawskich sądach zginęły akta kilkudziesięciu spraw.
W Lublinie kontrola najgorzej wypadła w V Wydziale Rodzinnym Sądu Rejonowego. Tu nie doliczono się akt pięciu spraw. – Chodziło o sprawy dotyczące przestępstw popełnionych przez nieletnich, w których nie były wydane jeszcze orzeczenia – mówi Sławomir Boratyński, wiceprezes SR. – Nie udało się ustalić, w jakich okolicznościach zaginęły – czy było to w sekretariacie wydziału, czy po przekazaniu sprawy sędziemu.
Dlatego też na razie nikogo nie ukarano za zaniedbania. W wydziale ewidencjonowane jest teraz każde przekazanie akt z rąk do rąk.
Po dwie sprawy zaginęły w wydziałach grodzkich i ksiąg wieczystych tego samego sądu. W Sądzie Okręgowym przepadła tylko jedna sprawa, w której był już wydany prawomocny wyrok. W komplecie były akta spraw karnych.
Spis nie został jeszcze zakończony w wydziale ubezpieczeń społecznych. Trwają poszukiwania akt sprawy karnej, która zapodziała się w Sądzie Rejonowym w Białej Podlaskiej. Dotyczy napadu, którego ofiarą padł Białorusin.
W Wydziale Cywilnym Sądu Rejonowego w Chełmie akta jednej ze spraw wyniósł interesant, który dostał je do przejrzenia. Prezes zawiadomił o tym prokuraturę i za brak nadzoru odwołał kierownika sekretariatu wydziału.
– Wszystkie zaginione akta zostaną odtworzone – deklaruje rzecznik Matras. – Będziemy m.in. opierać się na dokumentach, które mają strony postępowania.