Właścicielka kancelarii odszkodowawczej z Lublina oszukała kilkadziesiąt osób na ponad pół miliona złotych – dowodzi prokuratura. W sądzie stanęła oko w oko z byłymi klientami. Podczas rozprawy do niczego się nie przyznała
Proces Kariny Ł. rozpoczął się w czwartek w Sądzie Rejonowym Lublin – Zachód. Przed salą rozpraw kobieta spotkała swoich dawnych klientów. Niektórym puściły nerwy. Pod adresem kobiety posypały się wyzwiska. Karina Ł. słuchała wszystkiego w milczeniu.
– Jak tak można, żeby zabrać pieniądze starszym ludziom, których dzieci zginęły. Syna straciłam, żeby ona po Ameryce jeździła. Mi emerytce zabrała wszystko. Chciała się dorobić na ludzkiej krzywdzie – mówi jedna z kobiet, która korzystała z usług Kariny Ł.
Kobieta prowadziła w Lublinie tzw. kancelarię prawną. Zatrudniała kilkanaście osób. Firma pośredniczyła w uzyskiwaniu odszkodowań od firm ubezpieczeniowych. Z usług kancelarii korzystali np. poszkodowani w wypadkach komunikacyjnych. Karina Ł. uzyskiwała należne odszkodowania, za co miała inkasować od 20 do 30 prowizji. W 2016r. zaczęły się problemy. Prokuratura ustaliła, że pieniądze przestały wpływać na rachunki klientów. Były to kwoty od kilkuset do ok. 45 tys. zł.
– Miałam dostać 28 tys. zł za wypadek samochodowy. Dostałam z PZU pismo z informacją o przyznaniu odszkodowania. Pieniądze zostały przelane na rachunek kancelarii. Niestety, potem kontakt z Kariną Ł. był sporadyczny. Zapewniała, że przeleje pieniądze, ale ma chore dzieci itp… Na tym się kończyło – mówi Anna Baran, jedna z pokrzywdzonych.
Mechanizm działania kancelarii zawsze był podobny. Do klientów, którzy np. stracili krewnych w wypadku, zgłaszał się pracownik firmy. Detektyw i były policjant. Namawiał do starania się o odszkodowanie. Zachęcał, by powierzyć sprawę kancelarii Kariny Ł.
– Zabrał dokumenty i pojechał. Potem dzwonili z kancelarii i mówili, żeby uzbroić się w cierpliwość i czekać. Czekamy tak do tej pory – dodaje pani Anna.
Kolejna pokrzywdzona, pani Danuta, straciła w wypadku 23-letniego syna. Zdecydowała się walczyć o odszkodowanie z firmą ubezpieczeniową.
– Zgłosił się pośrednik, któremu zaufałam. Potem ręce umył i dziękuję – podsumowuje kobieta. W drodze ugody przyznano jej i mężowi kilkadziesiąt tysięcy złotych odszkodowania. Karina Ł. miała zawyżyć swoją prowizję o 16 tys. zł.
– Dzwoniłam, ale nie było z nią żadnej rozmowy. Nie odpowiadała na wiadomości. Jeśli już odbierała telefon, to mówiła, że jest w Ameryce. Jak przyleci to odda. Powiedziałam, że guzik mnie to obchodzi, że ona jest w Las Vegas – dodaje pani Danuta.
Kobieta zawiadomiła prokuraturę, ale ta odmówiła wszczęcia śledztwa. Dopiero po skutecznym zażaleniu, sąd nakazał śledczym zająć się sprawą.
– Karina Ł. zamiast oddać pieniądze straszyła mnie, że skieruje sprawę do sądu. Chciała mnie pozwać za oszczerstwa i niszczenie autorytetu jej firmy – dodaje pani Danuta.
Śledczy ustalili, że Karina Ł. wyłudziła pieniądze od ponad 60 klientów. Ich straty obliczono na ponad pół miliona złotych. Przed sądem kobieta nie przyznała się do zarzutów.
– Nigdy nie działałam z zamiarem oszukiwania. Strasznie mi przykro, że doszło do takiej sytuacji, że państwo nie dostali pieniędzy – zapewniła Karina Ł. – Wszystko zbiegło się w czasie z utratą płynności finansowej kancelarii i moimi osobistymi problemami. Odeszli pracownicy i zerwano umowy z klientami, których sprawy jeszcze były w sądzie.
Z wyjaśnień kobiety wynika, że do ostatecznego upadku jej firmy miałby przyczynić się prawnik, z którym pracowała. Postanowił on zakończyć współpracę z Kariną Ł. i przejął jej klientów, a tym samym ich pieniądze z odszkodowań.
– Te środki były moją własnością. Miałam siedem dni na przekazanie pieniędzy klientom – wyjaśniała w śledztwie Karina Ł. – Jak działało dobrze, to nie było problemu. Myślałam, że sobie poradzę, ale się pogubiłam. Nie brałam pod uwagę, że klienci odejdą. Nie dałam sobie rady.
Karinie Ł. grozi do 10 lat więzienia.