– To był najszybszy autobus, jakim kiedykolwiek jechałam – tak pasażerka lubelskiego MPK relacjonowała swoją styczniową podróż śledczym. Autosan, którym jechała rozbił się na drzewie. Kierowca stanął w czwartek przed sądem
Do wypadku doszło w połowie stycznia przy ul. Kosmowskiej w Lublinie. Mariusz S. prowadził 12-metrowy autobus linii 29. Jechał pod górę, w kierunku ul. Koncertowej. Niedaleko Szkoły Podstawowej nr 34 nie opanował autobusu, wypadł z drogi, po czym prawą stroną uderzył w drzewo (na zdjęciu).
Z pierwszych informacji wynikało, że w wypadku mogło ucierpieć nawet siedem osób. Okazało się, że poważniejsze obrażenia odniosło troje z nich. 26-letnia kobieta miała roztrzaskaną rzepkę. Czeka ją jeszcze operacja. Nigdy ni wróci do pełnej sprawności.
– Zaraz po tym, jak wsiadła kierowca hamował, by nie uderzyć w auto przed nami – wyjaśniała w sądzie 26-latka. – Później jechał szybko. Włączał się ABS. Zapierałam się nogą, żeby nie polecieć na bok. Zastanawiałam się, czy nie wysiąść.
Chwilę później autobus uderzył drzewo. Kobieta straciła przytomność. Obudziła się z roztrzaskaną nogą i potłuczoną szczęką. W wypadku ucierpiała jeszcze 62-letnia kobieta oraz 27-letni mężczyzna. – Poczułem, jak koło uderza w krawężnik – wspominał w sądzie Tomasz F. – Uderzyłem twarzą w ściankę za kabiną kierowcy. Zalałem się krwią i wyplułem dwa zęby.
Śledczy ustalili, że kierowca autobusu nie dostosował prędkości do warunków na drodze. Feralnego dnia padał śnieg, jezdnia była śliska. Leżała na niej warstwa błota. Po wypadku Mariusz S. przyznał się do winy.
– Nikt nie jest za to odpowiedzialny, tylko ja – oświadczył w prokuraturze. – To było nieumyślne. Skoro wpadłem w poślizg, to moja prędkość nie była adekwatna do warunków.
Początkowo mężczyzna chciał dobrowolnie poddać się karze. Uzgodnił z prokuratorem rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, 3 tys. zł nawiązki dla poszkodowanych oraz dwuletnią utratę prawa jazdy kategorii D (autobusy). Kompromis między prokuraturą, a kierowcą oznaczał, że uniknie on procesu. Mariusz S. zmienił jednak zdanie.
– Przyznaję się tylko częściowo do spowodowania wypadku – oświadczył wczoraj w sądzie 46-latek. – Wiadomo, że to ja prowadziłem, ale odpowiedzialność ciąży też na służbach odśnieżających drogę. Na zakręcie leżało błoto pośniegowe.
Podczas śledztwa ustalono, że Mariusz S. prowadził z prędkością ok. 50 km/h. Według śledczych mężczyzna powinien zwolnić z uwagi na złe warunki. Kierowca twierdzi, że wówczas nie byłby w stanie wjechać pod górę. Przed wypadkiem Mariusz S. miał za sobą tylko dwa miesiące pracy jako kierowca. Po kraksie został przeniesiony do warsztatu. Obecnie nadal pracuje w MPK jako kontroler strefy w parkowania.