26-letnia Paulina N. przyznała się do zabicia trójki swoich dzieci: czteroletniego chłopca oraz dwóch dziewczynek: dwulatki i dziewięciomiesięczego maluszka. Udusić miała je własnymi rękami. Czy tragedii można było uniknąć? Opinie o kobiecie są diametralnie różne: jedni mówią: "dobra matka". Inni: "zwariowała", "widziała diabła".
Ciała dzieci odnalazła ich babcia, kiedy przyszła w czwartek odwiedzić swoją rodzinę. Na miejsce wezwała policję i ratownków. Podjęto reanimację, ale na pomoc było już za późno.
Przez cały dzień na miejscu zbrodni swoje czynności prowadziła prokuratura. W piątek Paulina N. została przesłuchana.
– Przyznała się do zarzucanych jej czynów i składała dosyć szczegółowe wyjaśnienia, które teraz będziemy weryfikować – mówi Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Równolegle przesłuchiwani są świadkowie.
Skromnie, ale schludnie
Wśród świadków na pewno będą też sąsiedzi. Wiosną Paulina N. przeprowadziła się z dziećmi na ul. Nadbystrzycką w Lublinie. Wynajęła malutki domek, którego z błotnistej uliczki obejrzeć nie można, bo oddziela go wysokie ogrodzenie. Okolica jest zaniedbana, ale wewnątrz domku miało być czysto i porządnie. Wszystko dzięki wsparciu najbliższych. Kobieta miała zapewnione wsparcie ze strony rodziny, która mieszka w Lublinie. Szczególnie z matką łączyć miała ją bliska i serdeczna więź. Kobiety bardzo często się odwiedzały. Rodzina wsparła także 26-latkę w uporządkowaniu stancji, którą wynajęła.
– Dzięki temu dzieci miały skromne, ale schludne warunki mieszkaniowe – podkreśla Magdalena Suduł, rzeczniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie.
Miła i kontaktowa
Do lubelskiego MOPR Paulina N. zgłosiła się na początku lipca. Nie pracowała wtedy, bo zajmowała się opieką nad malutkimi dziećmi. Utrzymywała się głównie z tzw. 500 plus. Ale to nie zasiłki były głównym powodem kontaktów z instytucją. Paulina N. poprosiła o przydzielenie jej asystenta, który pomagałby jej w sprawach urzędowych, w tym w tych związanych z ubieganiem się o alimenty.
– W kontaktach z pracownikiem socjalnym i asystentem rodziny Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie matka dzieci nie przejawiała żadnych niepokojących symptomów. W rozmowach była logiczna i nie zdradzała objawów zaburzeń czy też uzależnień – podkreśla pani rzecznik. – Przez ten krótki okres współpracy z rodziną nie otrzymywaliśmy żadnych niepokojących sygnałów od środowiska sąsiedzkiego, rodziny, jak i innych służb.
– Miła, otwarta, bardzo kontaktowa kobieta – słyszymy od pracownika socjalnego, który prosi o zachowanie anonimowości. – W dodatku szczera i bezprośrednia. Nie wstydziła się mówić o tym, co w jej życiu nie było dobre. 5-6 lat temu miała problem z alkoholem. Sama zgłosiła się wtedy na terapię i – jak mówiła – od tego czasu była trzeźwa. Nie piła nawet później, gdy w jej domu pojawiła się przemoc ze strony partnera kobiety. Miała być ona nakierowana jednak wyłącznie na 26-latkę. Dzieci nie były nigdy źle traktowane.
Mężczyzna przebywa dziś w więzieniu. Nieoficjalnie mówi się, że to efekt uchylania się od płacenia alimentów.
Gmina
– Zanim kobieta nawiązała współpracę z pracownikami naszego Ośrodka, przez kilka lat zamieszkiwała na terenie podlubelskiej gminy. Tam także korzystała z pomocy pracowników pomocy społecznej, którzy z uwagi na zgłoszenie przez nią incydentów przemocy ze strony partnera, wszczęli stosowne w tym zakresie procedury, a sprawca przemocy został odizolowany – relacjonuje Magdalena Suduł i dodaje: – Co istotne, opinia służb z poprzedniego miejsca zamieszkania, a dotycząca funkcjonowania rodziny, była pozytywna.
Taką samą pozytywną opinię usłyszeć można od sąsiadów 26-latki, którzy utrzymywali z nią kontakt, gdy mieszkała pod Lublinem.
– Normalna młoda matka, poświęcająca dzieciom cały swój czas. Dużo z nimi czasu spędzała na dworze. Nigdy nie widziałem jej pijanej albo jakoś dziwacznie się zachowującej. Gdybym miał ją opisać, to powiedziałbym, że to osoba bez kłopotów. Pogodna. Radosna – słyszymy.
W tym czasie nie kryła się też z zainteresowaniem polityką i bieżącymi sprawami społecznymi. Z jej profilu w mediach społecznościowych wynika, że w ostatnich wyborach prezydenckich popierała Andrzeja Dudę. Odnosiła się też wprost do sprawy aborcji, publikując nakładkę "Wybór nie zakaz".
Mieszkańcy gminy podkreślają też, że Paulina N. była dobrą matką. Zawsze mówiła o swoich dzieciach z wielką troską.
– Chwaliła, że są ładne i kochane. Cieszyła się na myśl o przeprowadzce do Lublina. Opowiadała, że kupi dzieciom basen na dwór – słyszymy. – Otwarcie mówiła też o swoich problemach z alkoholem, które miała mieć w przeszłości. Przyznała się też do narkotycznego epizodu.
Policja przyjeżdżała
Zupełnie inny obraz Pauliny N. rysują jej sąsiedzi z ulicy Nadbystrzyckiej.
– Ja jej nie znałam. Mijając się, mówiłyśmy sobie "dzień dobry" i nic więcej. Nie odniosłam nigdy wrażenia, żeby była pijana czy naćpana, ale czytałam wczoraj, że podobno brała narkotyki. Ja na ten temat nic nie wiem. Nie widziałam u niej żadnych libacji. Jestem pewna, że mieszkała sama. Ale owszem, czasami słyszałam, że krzyczy na dzieci. To były wrzaski, a nie takie normalne karcenie dzieci, jak matce się przeleją emocje – mowi jedna z mieszkanek.
– Tam były imprezy bez przerwy. Policja często przyjeżdżała. Sąsiadka ich wzywała, bo było tak głośno, że nie dało się wytrzymać. Nie wiem, czy dzieci były wtedy w domu. Ich płaczu nie słyszałam. Ale pies wył bez przerwy. Bałam się, że zrobią mu tam krzywdę – mówi inna.
Policja na tym etapie postępowania o interwencjach mówić nie chce. Nieoficjalnie usłyszeć można, że patrole zawsze reagowały na sygnały jednej z sąsiadek skarżącej się na zakłócanie ciszy nocnej. Żaden z nich się jednak nie potwierdził. A to osoba zgłaszająca miała znajdować się pod wpływem alkoholu.
Dziwne zachowanie
– Czasami ta pani uśmiechała się, a czasami – praktycznie z minuty na minutę – robiła się zła i krzyczała na dzieci. Nigdy nie widziałam, żeby robiła im jakąkolwiek krzywdę. Nie mówię już o klapsach, ale jakichkolwiek zachowaniach, które można określić jako agresywne. Gdybym była czegoś takiego świadkiem, na pewno zawiadomiłabym służby, bo przecież tyle takich zbrodni było, to ludzie są wyczuleni i reagują. Ale teraz, jak o tym myślę, to to jej zachowanie było dziwne. Gdzieś wyczytałam, że podobno miała schozofrenię.
Pracownicy socjalni, którzy opiekowali się rodziną nieoficjalnie mówią jednak: nie tylko choroby, ale i zaburzeń psychicznych nie zauważyliśmy.
Najbliżsi kobiety z dziennikarzami rozmawiać nie chcą.
– Obwiniają się, że nie dopilnowali, że nie dopatrzyli się niepokojących sygnałów, że mogli zrobić coś, żeby do tragedii nie doszło – mówi jedna ze znajomych rodziny. – Paulina miała w ostatnim czasie mówić coś o diable. Nie wiem, czy wierzyła, że istnieje, czy że jej zagraża. Miała podobno wysyłać znajomym zdjęcia, na których jakieś postacie wyłaniają się z chmur. Ci co je dostali, to komentowali, że zwariowała, ale nie było to takie faktyczne stwierdzenie choroby, tylko raczej takie żartobliwe stwierdzenie. Nikt tego nie brał na poważnie, bo oprócz takich stwierdzeń nic nie wskazywało na chorobę. Paulina to była normalna, uśmiechnięta dziewczyna. Kochała dzieci. Kochała swoją rodzinę. Nawet jak było źle, to walczyła o siebie. Nigdy się nie poddawała. Wierzyć się nie chce, że zrobiła coś takiego.
Prokuratura nie wyklucza, że powoła biegłego, który będzie musiał ustalić, czy w momencie zdarzenia 26-latka była poczytalna, czy nie. Wiadomo, że w chwili zdarzenia nie miała alkoholu we krwi.
– Pobrane zostały też próbki, czy była pod wpływem środków odurzających lub substancji psychotropowych. Na ten moment nie mamy jeszcze wyników – mówi prokurator Agnieszka Kępka.
Prokuratura nie informuje, czy w chwili tragedii kobieta była w domu sama z dziećmi. Nie ma też informacji, czy była wcześniej karana. Wiadomo, że jest jedyną podejrzaną w tej sprawie.
W sobotę rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie kom. Andrzej Fijołek poinformował, że "po wniosku prokuratury o tymczasowy areszt policjanci doprowadzili podejrzaną do Sądu Rejonowego Lublin - Zachód w Lublinie". – Decyzją sądu została tymczasowo aresztowana na 3 miesiące. Grozi jej kara dożywotniego pozbawienia wolności – przekazał kom. Fijołek.
Wczoraj Paulina N. przyznała się do winy. Usłyszała trzy odrębne zarzuty zabójstwa każdego z dzieci.