To nie był dobry rok dla hodowców karpi w Lubelskiem. Produkcja tych ryb jest dużo mniejsza niż w ubiegłym roku, m.in. za sprawą mroźnej zimy i kormoranów, które mocno dały się we znaki rybakom. Nasze wigilijne stoły uratuje import z Litwy i Czech
To jest bardzo zły rok, chyba najgorszy w ciągu mojej 30-letniej pracy – przyznaje Paweł Szokalak, prezes Gospodarstwa Rybackiego Siemień. – Główny powód to mroźna zima, co przełożyło się na przyrost karpi.
Dodatkowo zimna wiosna, a potem deszczowy i chłodny wrzesień nie sprzyjały hodowli – ryby po prostu nie rosły. Na domiar złego wielkie spustoszenie w stawach zrobiły kormorany.
– Nawet teraz, kiedy woda jest zamarznięta, nad brzegiem siedzi sześć kormoranów – opisuje prezes Szokalak. – Te ptaki powodują bardzo duże straty w takich gospodarstwach jak nasze.
Karp, który trafia na wigilijny stół, jest rybą trzyletnią. – Tymczasem kormorany powodują najwięcej strat wśród najmłodszych karpi – rocznych i dwuletnich – mówi Katarzyna Stachowicz z Gospodarstwa Rybackiego Jedlanka, prezes Oddziału Lubelskiego Związku Producentów Ryb. I dodaje: Mamy do czynienia z setkami kormoranów, które w tydzień są w stanie opróżnić z ryb cały staw.
– Te ptaki powodują bardzo duże straty, liczone w setkach tysięcy złotych – podlicza prezes Gospodarstwa Rybackiego Siemień.
Kormorany są pod ochroną. Nie można ich płoszyć, nie można zabijać. – W innych krajach do kormoranów się strzela, żeby było ich mniej. W Polsce, aby móc prowadzić odstrzał tych ptaków, należy uzyskać zgodę Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska – mówi Stachowicz. – Jeśli wniosek gospodarstwa zostanie pozytywnie rozpatrzony, to zgodę na odstrzał otrzymuje się na 2 lata, a co później? Kolejna rzecz – musimy znaleźć osobę, która te kormorany odstrzeli. Kiedyś rybacy mieli pozwolenie na broń. Jednak przepisy się zmieniły, a myśliwi nie chcą polować na te ptaki. Kormorany nie są zwierzętami łownymi. To nie bażanty czy kaczki, które można zjeść.
Właściciele gospodarstw rybackich w Lubelskiem szacują, że w porównaniu z ubiegłym rokiem produkcja karpi jest o ok. 30 procent mniejsza.
– Są też gospodarstwa, w których straty są nawet na poziomie 70 procent – zaznacza Stachowicz.
Dlatego rodzimych karpi jest na rynku mniej. – Lukę pokrywa import z Czech i Litwy – dodaje Stachowicz. – Podobno na rynku pojawiły się też mrożone karpie z Chin.
– Począwszy od 12 grudnia przez kilka dni wspólnie z pracownikami stacji sanitarno-epidemiologicznej sprawdzaliśmy największe lubelskie markety – mówi starszy inspektor Karolina Kaniowska z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Lublinie. – Wśród nich m.in. Selgros, Tesco i Carrefour. – Wszędzie sprzedawane były żywe karpie pochodzące z polskich gospodarstw rybackich. Nic nie wiemy o karpiach importowanych z Chin.