Przypomnijmy. Od stycznia Ministerstwo Zdrowia przestało finansować szczepienia przeciwko żółtaczce dla osób, które oczekują na planowe zabiegi operacyjne. Z własnej kieszeni trzeba zapłacić ok. 180 zł. Kogo na to nie stać, ten ryzykuje zakażeniem.
- Szpital musi mieć świadomość, że może osobę nie zaszczepioną zakazić WZW B i, że dzieje się to z powodu zaniedbań sanitarnych - mówi Krystyna Walkowska, dyrektor Biura Prawnego LRKCh.
Dyrektorzy nie przewidują jednak wymuszania na chorych podpisywania jakichkolwiek oświadczeń, w których nie szczepieni pacjenci braliby na siebie ryzyko zakażenia. Ich zdaniem jest to działanie bezprawne, co zresztą potwierdziło Ministerstwo Zdrowia.
- Ze szczepień zrezygnowano z powodu ich wysokiego kosztu i znacznej poprawy sytuacji epidemiologicznej - mówi dr Janusz Słodziński, kierownik działu epidemiologii Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. - Gdy jeszcze w 1993 roku na żółtaczkę zapadało 35 osób na 100 tysięcy mieszkańców, teraz ta liczba spadła do 9. Dyrektorzy szpitali mają jednak odmienne zdanie.
- Uważam, że zmniejszenie ilości zakażeń miało jednak związek z obowiązkowymi szczepieniami - mówi dyrektor SPSK 4 w Lublinie dr Marian Przylepa. - Mamy na to dowód. W dwóch przypadkach zakażenia WZW B wśród personelu okazało się, że sprawa dotyczy osób, które nie poddały się obowiązkowemu szczepieniu.
Marek Wójtowicz, dyrektor SPZOZ w Lubartowie, ubolewa, że odebrano darmowe świadczenia nawet tym pacjentom, którzy dostali już bezpłatnie jedną czy dwie dawki. Zabiegów w szpitalu jednak nie będzie.
- Myślę, że jedynym rozsądnym wyjściem byłoby, aby wykonywali je lekarze rodzinni. Mają przecież pieniądze na profilaktykę - mówi.