Jeżeli ktoś ma w domowej apteczce corhydron o popularnej nazwie hydrocortison z serii 010705 nie powinien go zażywać. - Lek można oddać w najbliższej aptece - powiedziała nam wczoraj Krystyna Wysmulska, zastępca wojewódzkiego inspektora farmaceutycznego w Lublinie.
Ogólnopolski Dziennik ujawnił wczoraj, że dwie pacjentki szpitala w Siedlcach po rutynowym wstrzyknięciu tego preparatu - podnoszącego ciśnienie, poprawiającego krążenie, likwidującego duszności - były bliskie śmierci. Według gazety, po przebadaniu lekarstwa przez inspektorów farmaceutycznych okazało się, że w ampułkach zamiast corhydronu był chlorsuccillin. To specyfik używany podczas operacji, powodujący wiotczenie mięśni, osłabiający funkcję przepony.
Producentem corhydronu jest jeleniogórska Jelfa, która najprawdopodobniej pomyliła się przy pakowaniu medykamentów.
Wiadomo, że lek trafił do hurtowni, aptek, szpitali i prywatnych apteczek pacjentów. Hydrocortison jest preparatem pierwszej potrzeby na wyposażeniu pogotowia ratunkowego i izb przyjęć. - Mieliśmy trzy opakowania z tej serii - mówi Alicja Ciechan, zastępca dyr. Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. - Zaraz po otrzymaniu pisma od inspekcji farmaceutycznej, wycofaliśmy je. Mogło się zdarzyć, że wcześniej komuś go jednak podawaliśmy. Nie mieliśmy jednak żadnych sygnałów o powikłaniach. (step)