100 tysięcy zł kosztowały wczorajsze wybory do rad dzielnic. Dziś okaże się, jak wiele z tych pieniędzy poszło w błoto. Bo dziś dowiemy się, gdzie powstaną rady. A mogą powstać tylko tam, gdzie do urn poszło przynajmniej 3 proc. wyborców. I z tym może być problem.
Skąd tak małe zainteresowanie? – Brakowało ogłoszeń – stwierdza Maria Tyszkiewicz, która przyszła oddać swój głos. – Taka rada jest bardzo potrzebna. Zajmuje się sprawami ważnymi dla mieszkańców – dodaje kobieta. Ale dzielnicowi radni nie mogą podejmować decyzji, a tylko wyrażać opinie w sprawach ważnych dla dzielnicy i wydeptywać ścieżki w Ratuszu, by władze miasta dostrzegły lokalne problemy.
Z kandydatami też było krucho. Na Czechowie Północnym z trudem udało się zebrać minimalną liczbę kandydatów niezbędną do tego, by wybory w ogóle się odbyły. Nie udało się to na Czechowie Południowym i Rurach (osiedla LSM), gdzie głosowania nie było. Ponowną szansę mieszkańcy dostaną dopiero za dwa lata. I tak samo będzie w tych dzielnicach, gdzie do urn poszło za mało ludzi.
O frekwencję nie walczyli nawet sami kandydaci. W większości dzielnic kampanii wyborczej nie było wcale lub sprowadzała się tylko do rozdawania ulotek. W ostatniej chwili do boju ruszyła szóstka kandydatów z Czubów Północnych. Ich reklama zawisła na blokach w sobotnie popołudnie, czyli w trakcie ciszy wyborczej. Miejska Komisja Wyborcza (MKW) nie miała jednak zgłoszenia o tym incydencie. – Mieliśmy za to informację o tym, że przed jednym z lokali na Felinie ktoś rozdaje ulotki. Ale nikogo takiego tam nie zastaliśmy – mówi Marian Truskowski z MKW. A to właśnie na Felinie było najwięcej chętnych do zasiadania w radzie. Na jeden mandat przypadało dwóch kandydatów.
W sumie głosowało 25 dzielnic. Wyniki wyborów poznamy dzisiaj.