Przedsiębiorca uwierzył, że czeka na niego spadek – 15 mln funtów po krewnym z zagranicy. Na procedury prawne wydał pół miliona złotych. Ani spadku, ani wpłaconej zaliczki nigdy nie zobaczył.
– Ustaliliśmy, że na to samo konto wpłynęły też pieniądze od oszukanej osoby ze Stargardu Szczecińskiego – mówi Dorota Kawa, prokurator rejonowy w Lublinie.
Lubelski biznesmen padł ofiarą oszustów jesienią ub. roku. Otrzymał e-maila od rzekomego przedstawiciela angielskiego banku. Wyczytał w nim, że przypada na niego część spadku po krewnym, który zmarł w USA. Kuzyn miał mu zapisać równowartość 15 mln funtów. Należało tylko opłacić koszty postępowania spadkowego.
Przedsiębiorca dał się nabrać. Na podane konta kilkakrotnie przelał pieniądze: od września do grudnia ub. roku wpłacił 111 tys. funtów (blisko 500 tys. zł). Gdy zorientował się, że został okradziony, zawiadomił prokuraturę.
– W korespondencji pada propozycja otrzymania ogromniej kwoty pieniędzy – mówi Renata Laszczka-Rusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. – Chodzi np. o części fortuny, której oszust sam nie może wypłacić z banku. W zamian za pomoc w jej podjęciu oferuje nawet połowę tej kwoty.
Oszust podaje się np. za dziedzica kilkudziesięciu milionów dolarów po władcy państwa afrykańskiego albo za syna bogatego przedsiębiorcy, który chce korzystnie zainwestować.
Z kolei młoda mieszkanka Lublina padła ofiarą innej odmiany oszustwa nigeryjskiego. Wystawiła w aukcji internetowej kamerę. Dała się namówić i wysłała ją do "kupca” w Nigerii, nie czekając, aż pieniądze wpłyną jej konto.
– Dostawałam dziesiątki e-maili od rzekomego nabywcy, przesyłał sfabrykowane potwierdzenia bankowe, że pieniądze już wysłał i to kilka razy więcej, niż chciałam – opowiada. – Dałam się skusić. Straciłam tysiąc złotych, ale nie zgłaszałam sprawy na policję.
SŁYNNE OSZUSTWA
• Obietnicą wysokich zysków zdobyła klientów Aneta F.K., była już pracownica BPH w Lublinie. Przedstawiała im sfałszowane wyciągi z kont, z których wynikało, że ich oszczędności szybko się pomnażają. Nie pomnażały się wcale. Sprawę
od kilku lat bada prokuratura.