Śledczy sprawdzają, kiedy marszałek województwa dowiedział się o kłopotach firmy Glenbrook, której zlecił rozbudowę sieci szerokopasmowej w regionie. Zbyt późne rozwiązanie umowy ze spółką miałoby spowodować straty w samorządowym budżecie. Zdaniem urzędników – śledztwo ma polityczne tło.
Sprawę bada Prokuratura Regionalna w Lublinie. Chodzi o program „Sieć Szerokopasmowa Polski Wschodniej”, realizowany przez samorząd województwa. Operatorem sieci była spółka Glenbrook Investments. Firma okazała się jednak niewypłacalna i przestała płacić rachunki. Samorząd rozwiązał z nią umowę i sam administruje siecią.
– Wskutek wypowiedzenia tej umowy województwo lubelskie przejęło wszystkie zadania dotychczasowego operatora infrastruktury, a co za tym idzie wszystkie koszty, które na 28 lutego wyniosły ponad 3,4 mln zł – wylicza Waldemar Moncarzewski, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Lublinie.
Prowadzone tam śledztwo dotyczy okoliczności zawarcia i wypowiedzenia umowy z Glenbrook Investments.
– Postępowanie zmierza do wyjaśnienia, kiedy zaistniały okoliczności, które skutkowały wypowiedzeniem umowy oraz czy i od kiedy okoliczności te były znane zarządowi województwa lubelskiego – dodaje prokurator Moncarzewski. – Chodzi np. o wyjaśnienia, czy te okoliczności mogły być ujawnione wcześniej, przed zawarciem umowy.
Samorząd nie musiałby wtedy opłacać 3,4 mln zł zaległych rachunków za prąd, jakie pozostawiła za sobą firma Glenbrook. Zdaniem urzędników, nie było jednak innego wyjścia.
– Weszliśmy w buty Glenbrook, bo musieliśmy – wyjaśniał marszałek województwa Sławomir Sosnowski, kiedy pod koniec kwietnia informował o prokuratorskim śledztwie. Tłumaczył, że gdyby samorząd nie przejął zobowiązań operatora i przerwał realizację projektu, naraziłby się na konieczność zwrotu unijnej dotacji na całe przedsięwzięcie. – Byłyby to koszty ok. 300 mln zł. Zrobiliśmy więc coś, co było gospodarskie, racjonalne i logiczne – dowodził Sosnowski.
Urzędnicy przekonują również, że całe postępowanie było prowadzone pod ścisłym nadzorem odpowiednich służb.
– Było objęte przez CBA tzw. tarczą antykorupcyjną – przypomina Beata Górka, rzecznik urzędu marszałkowskiego. – Biuro nie dopatrzyło się żadnych nieprawidłowości.
Przetarg był sprawdzany również przez NIK, prokuraturę, policję oraz Urząd Zamówień Publicznych. Żadna kontrola nie wykazała naruszeń prawa.