Trwa proces Roberta K., kierowcy miejskiego autobusu, oskarżonego o spowodowanie śmiertelnego wypadku. Do tragedii doszło na przejściu dla pieszych. Pod kołami przegubowca zginął 10-letni chłopiec.
54-latek pracował dla jednego z przewoźników obsługujących lubelskie trasy autobusowe na zlecenie Zarządu Transportu Miejskiego. We wrześniu 2014 r. prowadził przegubowy autobus linii 17. Jechał ul. Fabryczną w stronę al. Unii Lubelskiej. Tą samą trasą podążał 10-letni Szymon i jego ojciec. Mężczyzna samochodem, a chłopiec na elektrycznej hulajnodze po chodniku.
– Nie traciłem go z oczu. Przy Gali otworzyłem okno i powiedziałem mu, że spotkamy się za skrzyżowaniem. Ruszyliśmy, ale jego nie było po drugiej stronie – relacjonował na początku procesu ojciec Szymona. – Zauważyłem zbiegowisko na rondzie. Kiedy tam podjechałem, zobaczyłem syna pod kołami autobusu.
Z relacji kierowcy „siedemnastki” wynika, że jechał prawym pasem i miał zielone światło. Na rondzie skręcił w prawo, kierując się od razu na pas do skrętu w lewo w ul. Zamojską. Po drodze musiał przejechać przez przejście dla pieszych.
– Autobus przeciął przy tym dwie linie ciągłe, a przepisy tego zabraniają – wyjaśnił biegły, podczas wczorajszej rozprawy. – Była to nieprawidłowość, ale formalna. Nie miała związku ze zdarzeniem.
10-latek zjechał z chodnika na przejście dla pieszych i uderzył w prawy bok 18-metrowego przegubowca. Wpadł pod pojazd i jak wynika z ustaleń śledztwa, był ciągnięty przez ponad 22 metry.
– Nawet gdyby autobus skręcał ciaśniej, nią zdążyłby opuścić ronda. Doszłoby do wypadku – ocenił biegły.
Po wypadku chłopiec był przytomny. Trafił do szpitala. Niestety lekarzom nie udało się go uratować. Szymon zmarł dzień później.
Prokuratura doszła do wniosku, że Robert K. skręcał przy tzw. zielonej strzałce, a więc warunkowo. Powinien więc zachować szczególną ostrożność, ale tego nie zrobił. Mężczyzna został oskarżony o umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa i doprowadzenie do śmiertelnego wypadku.
Po tragedii Robert K. zwolnił się z pracy. Grozi mu od pół roku do ośmiu lat więzienia. Sprawa wróci na wokandę we wrześniu.