Rozpoczął się proces ochroniarzy lubelskiego Stars Disco Club, którzy przed sądem odpowiedzą za pobicie 21-letniego gościa imprezy inaugurującej działalność lokalu. Sprawa toczy się za drzwiami zamkniętymi. Powód? Ochrona dóbr osobistych ochroniarzy i ważny interes prywatny pokrzywdzonego
Do zdarzenia doszło w lutym. 21-letni Adrian Z. po północy trafił do szpital przy Jaczewskiego ze złamaniem ręki, oznakami duszenia, obrzękiem mózgu i z luką w pamięci. Twierdził, że został brutalnie pobity przez ochronę klubu Stars Disco Club.
– Z piątkowego wieczoru pamiętam tylko tyle, że wyszedłem z klubu na zewnątrz, aby odprowadzić przyjaciela. Gdy chciałem wrócić, ochroniarze mnie już nie wpuścili. Kolejny fragment, jaki został mi w głowie, to duszenie, jak mnie ktoś prowadzi po schodach – opowiadał nam wówczas. – Nie wykluczam, że wracając do klubu mogłem być agresywny. Sam klub jest super, ale ochroniarze przesadzili. Skoro rozrabiałem, to mogli mnie przytrzymać i wezwać policję. Trafiłbym do izby wytrzeźwień, a nie do szpitala.
Współwłaściciel pierwszego w mieście klubu, który postawił na muzykę disco-polo, tłumaczył zdarzenia tak: – Dbając o bezpieczeństwo gości ochrona wyprowadziła pijanego i będącego pod wpływem narkotyków Adriana Z., który bardzo agresywnie się zachowywał. Adrian wrócił przed wejście, uderzył jednego z ochroniarzy i podarł mu koszulę. Następnie wdarł się na zamknięty, ogrodzony parking prywatny, przeskoczył bramę, kopał w zaparkowane samochody, po czym wyważył drzwi do zaplecza klubu. Ochrona była zmuszona obezwładnić i wyprowadzić włamywacza. Podczas uderzenia w drzwi barkiem prawdopodobnie złamał rękę.
O wyłączenie jawności rozprawy wnioskował pełnomocnik Adriana Z. O to samo prosili oskarżeni.