Pani Anna wczoraj znów pożegnała się z synem. Michał musi wrócić do wioski dziecięcej. Miejsca, gdzie do obcej kobiety mówi "mamo”.
- Pamiętam dokładnie moment, kiedy siłą odebrali mi Michała. To było dwa lata temu - mówi Anna Sowa. - Któregoś dnia w wiosce dziecięcej usłyszałam, jak Michaś mówi do swojej opiekunki "mamo”. Potem tłumaczył, że musi, bo kiedy zwraca się do niej "proszę pani”, dzieci się z niego śmieją. Mój świat się zawalił. To najgorsza kara dla matki, zabrać jej jedyne dziecko.
Lubelski sąd trzy lata temu ograniczył Annie Sowie władzę rodzicielską. A rok temu umieścił 14-letniego chłopca w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Wszystko zaczęło się przez problemy z chodzeniem do szkoły. Kiedy pani Anna studiowała muzykologię w Lublinie, małym Michałem zajmowali się dziadkowie w Tarnowskich Górach.
Michał nie rozumie, dlaczego nie może być z mamą. - Cierpi, bo w wiosce dziecięcej jest inny niż pozostałe dzieci - ma mamę, która go kocha - zauważa Rudolf Sowa, dziadek Michała, emerytowany nauczyciel.
- Pani Anna co tydzień zabiera Michała na weekend do domu - mówi Joanna Grzywaczewska, pracownik socjalny Wioski Dziecięcej w Kraśniku. - Jestem całym sercem za tym, żeby dziecko wróciło do matki.