Członkowie Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych zarabiali więcej, niż powinni. Na posiedzenia zbierali się często, a za każde brali pieniądze. W Ratuszu brak też dowodów, by 15 mln zł wydane przez trzy lata na profilaktykę uzależnień dały jakiś efekt.
W 2010 r. płace dla komisji pochłonęły 337 tys. złotych, mimo że uchwała Rady Miasta ustaliła limit na 13 tys. zł. Komisja uznała jednak, że to kwota na jedną osobę, a nie na cały skład.
– Za finanse odpowiadał Wydział Zdrowia i Spraw Społecznych Urzędu Miasta – mówi Piotr Dreher, ówczesny wiceprzewodniczący komisji, a dziś jej szef.
– Zapis uchwały nie był precyzyjny – broni się Jerzy Kuś, dyrektor wydziału. Pytany, dlaczego nie prosił rady o jego doprecyzowanie odpowiada: Przecież to rada go uchwaliła.
Kontrola wykazała też sztuczne mnożenie posiedzeń wewnętrznych zespołów komisji. Ten, który opiniował wnioski o koncesję na sprzedaż alkoholu, liczył 10 osób, przez rok zebrał się 52 razy, rozpatrując 537 spraw. A to daje jeden wniosek na jedno posiedzenie na osobę. Co więcej, pozytywną ocenę dostało sześć punktów, w których prawo zabrania sprzedaży: m.in. przy szkołach i kościołach.
Kosztowny był też zespół kontrolujący sklepy i bary. Odwiedzało je naraz dwóch lub trzech członków, a każdy brał za to pieniądze. Ratusz uznał, że wystarczyłaby jedna osoba. – Jednoosobowe kontrole mogłyby być nieobiektywne – odpowiada Dreher. Jego poprzednika odwołał w lipcu obecny prezydent miasta.
– Takie nieprawidłowości są niedopuszczalne, będziemy je eliminować – mówi Mieczkowska-Czerniak. – Tworzymy nową koncepcję komisji i tryb jej pracy, by uniknąć mnożenia posiedzeń – dodaje. Koncepcję opracować ma przewodniczący Dreher.
Ale to nie koniec. Kontrolerzy badali też, jak Ratusz wydawał pieniądze na profilaktykę antyalkoholową i antynarkotykową. Przez trzy lata miasto przeznaczyło na ten cel 15 mln zł. Z jakim skutkiem? Urzędnicy nie kwapili się do nadzorowania wydatków, a o efektywności profilaktyki trudno dowiedzieć się z miejskich raportów, bo są w nich nic niemówiące ogólniki, w części kopiowane z roku na rok. – Taka była zasada, nie było przepisów określających inny sposób przygotowania sprawozdań – mówi Kuś.
Wewnętrzni kontrolerzy sami pokusili się o dane statystyczne oraz te z ośrodków leczenia, sądów, policji i prokuratur. Wniosek? W ciągu ostatnich dwóch lat poprawy nie było.