Wiosną wkładają gumowce i wylewają wodę z piwnic. Latem żyją w tumanach kurzu.
- Już tyle tekstów było w gazetach, telewizja nawet przyjeżdżała, a tutaj nie zmienia się nic - mówi Ba Oumar Aly, sprzedawca ze sklepu spożywczego. Sam wysyłał już do Ratusza pisma z podpisami mieszkańców domagających się budowy kanalizacji burzowej. - Nie dostałem żadnej odpowiedzi.
Mieszkańcy co roku zmagają się z wodą, która wiosną zalewa ich posesje. Woda stoi nie tylko na podwórkach, ale wdziera się też do domów. Co roku w lokalnej prasie można oglądać podobne zdjęcia. Za pół roku znów, bo Urząd Miasta już półtora roku temu zapowiedział: kanalizacji nie będzie.
- Drenaż trzeba by prowadzić na dużej głębokości, a to duży wydatek. Konieczna byłaby budowa przepompowni, ale na terenie zalewowym mogłaby się zamulać - tłumaczył wiosną zeszłego roku na naszych łamach Mirosław Kalinowski z biura prasowego Ratusza.
Nie trzeba nawet wielkich roztopów, żeby woda dała się we znaki. Wystarczy solidny deszcz. - Ludzie zakładają worki na nogi, żeby potem nie wstydzić się ubłoconych butów po wyjściu na Nadbystrzycką - mówi Henryka Pawłowska. - Zresztą już nieraz bywało tak, że ktoś zostawiał but w błocie.
Bo asfaltu jak nie było, tak nie ma. - Jak ostatnio kładli asfalt, to tylko do zaworu wody. Dalej już nie - skarży się pani Agnieszka. Reszta drogi to zwykłe klepisko z rozjeżdżonym żużlem. - A my cały czas słyszymy od urzędników, że to jest droga utwardzona - dodaje pan Oumar.
Lista żalów mieszkańców jest bardzo długa. Brakuje oświetlenia i zimą dzieci wracają ze szkoły po ciemku. Nie ma żadnego placu zabaw. - Musimy chodzić z dziećmi aż do parku Ludowego. Zresztą, nie tylko dzieci nie mają tu gdzie się podziać. Nie ma żadnego placu z ławką. I co się dziwić młodym, że stoją na rogu? Gdzie mają stać? - irytuje się pani Agnieszka.
Mieszkańcy Wapiennej mówią, że władze miasta powtarzają im w kółko to samo. - Rok temu było mówione, że budżet się wyczerpał. W tym roku budżet też nie jest planowany dla Wapiennej. A podatki płacimy tak, jak wszyscy - mówi Oumar. - Niech pan napisze, że my tu do siebie zapraszamy prezydenta. Niekoniecznie po deszczu. Nam tylko ciągle ktoś coś obiecuje jak są wybory. A potem jakbyśmy nie istnieli, chociaż to tylko dwa przystanki od centrum. Niech prezydent sam zobaczy. Zapraszamy.