Można się nie uczyć i zdać do następnej klasy? Po reformie oświaty uczniowie pierwszych klas gimnazjów nie będą mogli powtarzać roku, bo już nie będzie naboru do takich szkół. Dlatego nauczyciele chcą im oszczędzić powrotu do podstawówek.
W tym roku nie ma już naboru do gimnazjów. To efekt nadchodzącej reformy oświaty. Uczniowie klas szóstych podstawówek w przyszłym roku będą uczyli się w klasie siódmej, a potem przejdą do klasy ósmej.
– I tu pojawia się problem z młodzieżą uczącą się w tej chwili w pierwszej klasie gimnazjum, która ze względu na złe oceny nie dostanie promocji do następnej klasy – mówi prosząca o anonimowość nauczycielka języka polskiego z jednego z najbardziej renomowanych lubelskich gimnazjów. – Gdyby reformy nie było, zostaliby oni w pierwszej klasie. Teraz takiej możliwości już nie będą mieli, bo klasy pierwszej zwyczajnie nie będzie.
Ustawodawca przewidział jednak i taką sytuację. – Zgodnie z przepisami taki uczeń wróci do szkoły podstawowej i będzie kontynuował naukę w klasie siódmej – tłumaczy Jolanta Misiak z lubelskiego Kuratorium Oświaty. – Po zakończeniu tego etapu nauki będzie miał świadectwa ukończenia dwóch szkół podstawowych. Nie będzie jednak żadnego dublowania, bo będą to szkoły zupełnie innego typu: sześcioletnia i ośmioletnia.
W ubiegłym roku szkolnym w całym województwie nie zdało do następnej klasy 390 uczniów szkół publicznych i 23 uczniów szkół niepublicznych.
Wielu nauczycieli chce jednak w tym roku oszczędzić swoim uczniom dodatkowego stresu. – Rozmawiamy o tym w pokoju nauczycielskim – dodaje nauczycielka języka polskiego. – Często pada hasło: „trzeba go przepchnąć kolanem”. Dodatkowo pytamy, mobilizujemy, tłumaczymy. Zależy nam, żeby dzieci wiedziały, w jakiej są sytuacji i co ewentualne nie otrzymanie promocji będzie dla nich oznaczać.
– Zawsze staramy się, żeby wszyscy nasi uczniowie dostawali promocje – podkreśla Ewa Barszcz, dyrektor Gimnazjum nr 16 w Lublinie i dodaje, że u niej taryfy ulgowej z „okazji” reformy nie będzie. – Wszyscy uczniowie mają jednak prawo do poprawiania swoich ocen. Muszą się jednak wykazać minimalnym przynajmniej zaangażowaniem.
– Mamy jednego ucznia, który jest zagrożony z wielu przedmiotów – przyznaje natomiast dyrektor innego gimnazjum. – Rozmawialiśmy na ten temat z jego rodzicami. Powiem wprost: chcemy go przepchnąć go, bo jeśli będzie musiał wrócić do podstawówki, pewnie rzuci szkołę, bo i tak dużo wagaruje. Na szczęście chłopak zrozumiał swoją sytuację i widzimy, że coś zaczyna robić.