Murarz z okolic Lublina odpowie przed sądem za morderstwo. Grzegorz S. miał zmasakrować kolegę, który dał mu dach nad głową. Wcześniej był już karany za rozbój i pobicie, ale dostawał wyroki w zawieszeniu
Do tragedii doszło w nocy z 4 na 5 lipca w Nasutowie. Zbigniew S. miał tam dom, w którym mieszkał razem z bratem Stanisławem. Obaj byli bezrobotni. Utrzymywali się z renty i dorywczych zajęć. Wiosną do ich domu wprowadził się 38-letni Grzegorz S. wraz z konkubiną - Katarzyną K. Z akt sprawy wynika, że cała czwórka regularnie nadużywała alkoholu. Tylko Grzegorz S. zarabiał. Pracował jako murarz w Lublinie.
4 lipca rano murarz pojechał do pracy. Po południu Stanisław S. i Katarzyna K. wybrali się do Rudki Kozłowieckiej, odwiedzić krewnych kobiety. Tam wspólnie pili alkohol. Wieczorem, gdy Grzegorz S. wrócił do domu zdenerwował się nieobecnością swojej partnerki. Zbigniew S. nie potrafił powiedzieć, dokąd poszła. 38-latek wsiadł więc na rower i pojechał na poszukiwania. Wrócił po niespełna dwóch godzinach i poszedł do swojego pokoju. Nieco później również Zbigniew S. położył się spać.
W nocy obu mężczyzn obudził hałas. Okazało się, że to Stanisław S. wrócił do domu. Był tak pijany, że przewrócił się na regał i zrzucił półki. Nie wiadomo dokładnie, co działo się z nim później.
A akt sprawy wynika, że Zbigniew S. słyszał ze swojego pokoju, jak ktoś wszedł do sypialni brata i krzyknął „ja cię chyba zabiję!” Mężczyzna rozpoznał głos Grzegorza S. Później z pomieszczenia dochodziły odgłosy bicia. Nie było słychać krzyków. Po niespełna 10 minutach wszystko ucichło. Ktoś wyszedł z pokoju Stanisława S. Jego brat słuchał wszystkiego w ciszy. Nie wychodził ze swojej sypialni ze strachu przed Grzegorzem S. Mężczyzna miał bowiem wiele razy bić jego i brata z zazdrości o swoją konkubinę.
Dopiero rano, gdy 38-latek poszedł do pracy, Zbigniew S. zajrzał do pokoju brata. Zmasakrowany Stanisław leżał na podłodze. Nie dawał oznak życia. Wezwany na miejsce lekarz pogotowia mógł tylko stwierdzić zgon.
Grzegorz S. nie wrócił już do domu. Następnego dnia wieczorem został zatrzymany przez policjantów. Na jego odzieży znaleziono ślady krwi Stanisława S.
38-latek przekonywał śledczych, że tylko kilka razy uderzył swoją ofiarę otwartą dłonią. Chciał się dowiedzieć, gdzie jest jego partnerka. Prokurator wykluczył taką wersję wydarzeń. Stanisław S. został bowiem bardzo brutalnie pobity. Mógł otrzymać nawet kilkadziesiąt ciosów. Śledczy ustalili, że napastnik przynajmniej kilkanaście razy uderzył go twardym przedmiotem w głowę. Grzegorz S. zostawił później konającego mężczyznę na pewną śmierć. Właśnie dlatego prokurator oskarżył 38-latka o zabójstwo. Grzegorz S. nie przyznał się do winy.
Mężczyzna był już trzy razy karany, m.in. za rozbój i pobicie. Za każdym razem otrzymywał wyroki w zawieszeniu. Teraz grozi mu nawet dożywocie. Sprawą Grzegorza S. zajmie się Sąd Okręgowy w Lublinie.