(fot. UM Lublin)
Pod koniec sierpnia ostatni raz w tym roku opróżnione zostaną pułapki zastawione na lubelskich kasztanowcach na szkodnika niszczącego te drzewa, niepozornego motyla szrotówka kasztanowcowiaczka. W tym roku władze miasta zmieniły taktykę, walka przeniosła się na korony drzew i jest bardziej skuteczna.
Ratusz zrezygnował z oklejania pni specjalnymi lepami. Przyklejały się do nich nie tylko szrotówki, ale też inne owady, także pożyteczne. Jednak głównym powodem zmiany taktyki jest fakt, że lepy działają wyłącznie na pierwszy wiosenny „miot” owadów.
– Drugie, trzecie, a w tym roku i czwarte pokolenie rozwija się w koronach drzew – informuje Urząd Miasta. Między konarami zawieszono w tym roku specjalne butelki wypełnione feromonami. Substancja wabi motylki, które są przekonane, że lecą na randkę, wlatują do butelki i przyklejają się do lepu (na zdjęciach). – Zaletą pułapek jest to, że działają wyłącznie na szrotówka i są wielokrotnego użytku – podkreśla Ratusz.
Taką ochroną objętych jest w całym mieście 300 kasztanowców, m.in. w Ogrodzie Saskim, nad Zalewem Zemborzyckim oraz piękne, alejowe szpalery w ul. Świętochowskiego (Dziesiąta – na zdjęciu) i Solarza (Czechów). Na każdym z drzew wiesza się po trzy pułapki, które opróżniane są trzy razy w roku.
Planowane na koniec sierpnia ostatnie czyszczenie butelek nie będzie jednak ostatnią z tegorocznych bitew w wojnie ze szrotówkiem kasztanowcowiaczkiem. Jesienią władze miasta będą rozdawać wszystkim zainteresowanym osobom, które mają na swojej działce kasztanowce, papierowe worki na suche liście, które będą odebrane przez miasto i spalone. Wraz z nimi spłoną również mrozoodporne poczwarki szkodnika, a jest ich sporo, bo w jednym liściu może żerować nawet 100 larw.
Pomoc człowieka jest konieczna, bo szrotówek nie jest naszym rodzimym gatunkiem i w związku z tym nie ma u nas zbyt wielu naturalnych wrogów. W Polsce pojawił się niewiele ponad 20 lat temu, przybył do nas z Bałkanów.