W centrali Narodowego Funduszu Zdrowia w Warszawie rozdają sobie nagrody. Średnio po 8,9 tys. zł na dyrektora. Do tej pory prezes NFZ nie dał nagród szefom oddziałów, w tym Elżbiecie Fałdydze kierującej lubelskim funduszem zdrowia. Za to ona sama może je wypłacić swoim pracownikom. I niewykluczone, że to zrobi.
Kiedy w ostatnich dniach pytaliśmy w lubelskim NFZ, czy pani dyrektor przyznała lub ma zamiar przyznać roczne nagrody lub premie, usłyszeliśmy od rzecznika prasowego, że nie. Kiedy wczoraj zapytaliśmy, czy przyzna dodatkowe wynagrodzenia za zaangażowanie oraz pracę w godzinach nadliczbowych, odpowiedź była już inna. – Pani dyrektor doceni dobrą pracę w godzinach nadliczbowych – odparła asekuracyjnie Elżbieta Lasota, rzecznik prasowy funduszu. – Ale na razie tym tematem się nie zajmuje, bo ma ważniejsze sprawy na głowie.
To powtórka z manipulacji. Podobnie było w styczniu ubiegłego roku. Lubelski NFZ próbował zataić nagrody przed Dziennikiem. Kiedy pytaliśmy o nie, odpowiadano, że takich nie było. A jednocześnie pracownicy NFZ podpisywali w kadrach aneksy do umów zmieniających wynagrodzenie
za grudzień i odbierali dodatkowe pieniądze. Kłamstewko się nie opłaciło. Centrala funduszu zdrowia w Warszawie potwierdziła nam, że nagrody w Lublinie były. Dyrektor Elżbieta Fałdyga dostała od prezesa NFZ 8 tys. zł. I po tyle samo dała swoim zastępcom. A pracownikom niższego szczebla od kilkuset do kilku tysięcy złotych na głowę. Tłumaczenie Fałdygi było kuriozalne. – Gdyby pani prawidłowo zadała pytanie, dostałaby prawidłową odpowiedź – mówiła. – Nagród i premii nie było, ale były dodatkowe wynagrodzenia za zaangażowanie oraz pracę w godzinach nadliczbowych.
Jak zwał tak zwał. Na nagrody poszło w ubiegłym roku ponad 220 tys. zł. Nie uzyskaliśmy odpowiedzi, ile pójdzie w tym roku. W dolnośląskim oddziale NFZ na ten cel zaplanowano 290 tys. zł, w śląskim – 200 tys. zł, w małopolskim – 196 tys. zł. Ile w lubelskim, nie udało nam się dowiedzieć.