XI Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca, sobota dzień czwarty. Na widowni tłum, na drzewach śnieg a na scenie…hmmmmm.
Zwłaszcza, że trzy tancerki z Holandii ("Co(te)lette” w choreografii Ann Van den Broek) to zjawisko jedynie do opisania, bo w czasie spektaklu obowiązywał absolutny zakaz fotografowania i filmowania. Najprawdopodobniej chodziło o ochronę artystycznego wizerunku tancerek, które momentami pozostawały absolutnie bez kostiumów.
Ale kto sądzi, że umknęły mu jakieś zalotnie erotyczne roznegliżowane kobiety to jest w błędzie. Holenderski projekt był jednym ze smutniejszych i bardziej dołujących prezentacji tegorocznych Spotkań. Zawieszony na pograniczu delirycznego świata; ni to szpitala dla obłąkanych ni to brutalnego świata seksbiznesu; mrocznej domowej przemocy, pożądania i spełnienia… interpretacji tyle co widzów. Zwłaszcza, że jak skomentował to jeden z widzów jego zdaniem paniom po prostu brakowało faceta, stąd ich problemy na scenie (sic!). Brakowało czy miały ich aż nadto - grunt, że zobaczyliśmy niezwykły warsztatowo i stylistycznie pokaz możliwości choreografa i tancerek: Cecylii Moisio, Theodossii Stathi i Judit Ruiz Onanii.
A spektakl powoli zamieniał się w audycję radiową, bo pozostali widzowie znużeni "nicością” sceniczną strzygli uszami, a tam… muzyka do spektaklu była kompilacją dźwięków ruchu ulicznego, strzępów muzyki operowej, baletowej, disco, industrialnych zgrzytów po cytaty z dobranocek, filmów dokumentalnych i seriali. Dość ciepłe brawa były świadectwem, że nawet nic się może spodobać.
agdy