Dyrektor z Firleja będzie się tłumaczyć w Warszawie, dlaczego zamontował aż 45 kamer w swojej szkole.
- Nam te kamery już nie przeszkadzają. Zobojętnieliśmy na nie - twierdzą zgodnie Weronika Zając i Martyna Żeleźnik, gimnazjalistki z Zespołu Szkół w Firleju, gdzie kamery podglądają dzieci i na przerwie, i na lekcji.
O szkole naszpikowanej elektroniką dowiedział się rzecznik praw obywatelskich. I zareagował.
"Zamontowanie 45 kamer w szkole, w której uczy się 500 uczniów, musi budzić uzasadnione wątpliwości. Może to prowadzić do zachwiania właściwej równowagi pomiędzy koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa i porządku w placówkach oświatowych a prawem do prywatności” - napisał do dyrektora szkoły Mirosław Wróblewski z biura RPO. I zażądał wyjaśnień.
Jarosław Gryglicki, dyrektor szkoły, broni monitoringu. - Szkoła nie jest prywatnym miejscem - tłumaczy. - Przecież w łazienkach kamer nie zainstalowaliśmy. Nikomu też pod kołdrę nie zaglądam.
Dyrektor twierdzi również, że nie siedzi non stop przed monitorem i nie obserwuje tego, jak pracują nauczyciele. Nagrania odtwarza sporadycznie. - Kiedyś przyszli rodzice twierdząc, że ich syn został pobity - opowiada dyrektor. - Wtedy obejrzeliśmy nagranie.
Kamery pomagają - według dyrekcji - także w innych przypadkach. - Uczniowie włożyli szpilkę w zamek w drzwiach sali lekcyjnej, by odwlec kartkówkę. Wcześniej opowiadali, że nie boją się kamer, bo to na pewno atrapy - mówi dyrektor i dodaje, że dopiero wtedy, kiedy zobaczyli nagranie, uwierzyli, że sprzęt jest prawdziwy.
Spór o monitoring toczy się już od lutego. - Moje dzieci nie są kryminalistami, żeby kamery patrzyły im na ręce. Co innego na korytarzach, w szatniach. Ale w klasach? - oburzają się dorośli.
Również nauczyciele nie byli szczęśliwi, że są filmowani przez kamery umieszczone za plecami uczniów. I także zaprotestowali. Wsparł ich Związek Nauczycielstwa Polskiego i sekcja oświaty lubelskiej "Solidarności”. Wtedy wójt Firleja kazał dyrektorowi zmienić ustawienie kamer. Teraz patrzą uczniom w oczy.
- Czy tak jest lepiej? Zależy dla kogo - niechętnie wypowiada się Jolanta Piszczatowska, matematyczka z gimnazjum. Inni nauczyciele mówią nieoficjalnie: Jesteśmy już tym zmęczeni. Życie w Big Brotherze jest naprawdę stresujące.
Dyrektor szkoły twierdzi jednak, że dopóki prawo tego nie zabrania, nie usunie kamer z sal lekcyjnych. I tak odpowie rzecznikowi.