Rozmowa z Wojciechem Rodkiem, zwycięzcą konkursu na stanowisko dyrektora naczelnego Filharmonii Lubelskiej
• Do końca tygodnia ma pan zostać powołany na stanowisko dyrektora naczelnego Filharmonii Lubelskiej. Wcześniej był pan tam m.in. dyrektorem artystycznym. To ułatwi pracę w nowej roli?
– Z Filharmonią Lubelską, pracując na różnych stanowiskach, jestem związany od 2010 roku. Po raz pierwszy będę jednak dyrektorem naczelnym. To duże wyzwanie. Będę odpowiadał za kwestie administracyjne, księgowe i kadrowe, ale dużym ułatwieniem jest to, że dobrze znam tę instytucję. Mam poparcie i zaufanie załogi. Czuję przez to większą odpowiedzialność, ale mam też silną motywację, by iść do przodu i uczynić z filharmonii najważniejszą instytucję muzyczną w regionie.
• Czy lubelscy melomani mogą spodziewać się nowości?
– Bardzo nie lubię słowa „nowe”. Filharmonie to instytucje, które mają pewien profil. Powinna w nich królować muzyka, wykonywana przez najlepszych artystów, na najwyższym poziomie. Oprócz zapraszania wspaniałych gości, musimy się starać o to, żeby nasz sztandarowy zespół, czyli orkiestra symfoniczna, liczyła się w świecie. Poza koncertowaniem w naszych murach, równie ważne jest to, aby mogła występować w regionie. Nie każdy może przyjechać do Lublina, a naszą misją jest dotarcie do jak największej liczby odbiorców.
Mocnym akcentem będzie też forma edukacji adresowana do wszystkich. Chodzi o koncerty przybliżające melomanom istotę muzyki. Skończyły się czasy, że publiczność jest znudzona, doskonale zna repertuar i oczekuje tylko nowości. Kultura muzyczna odeszła z sal filharmonicznych do internetu, radia i telewizji. Żywa muzyka przestała istnieć w świadomości nie tylko młodych ludzi, ale nawet średniego pokolenia. Oni często boją się przychodzić do filharmonii, jest to dla nich coś kompletnie nieznanego.
Chcielibyśmy zaproponować takie formy udziału w koncertach, które będą mniej zobowiązujące od strony formalnej, a będzie się można na nich czegoś dowiedzieć i przy okazji być może odkryć miłość do muzyki.
• Co wydarzy się w rozpoczynającym się właśnie sezonie artystycznym?
– Nie do końca mogę o tym mówić. Z prostego powodu - pracę zaczynam od września.
• Czyli musi pan bazować na tym, co przygotował ustępujący dyrektor Jan Sęk?
– Na naszej stronie internetowej można znaleźć repertuar na wrzesień, ale ja nie mogę odpowiadać za repertuar, bo nie znam jeszcze stanu finansów filharmonii. Dopiero gdy się z tym zapoznam, będę mógł zadecydować, które koncerty możemy realizować, a które są zbyt drogie, albo nie pasują do przygotowanego przeze mnie programu. Na pewno zmniejszymy liczbę festiwali, zostawimy tylko te najmocniejsze. W ciągu kilku tygodni przedstawimy pełny program wydarzeń na cały sezon.
• Od ukończenia remontu na akustykę Sali koncertowej skarżą się i muzycy i widzowie. W wakacje miała być ona poprawiona, ale się nikt nie zgłosił do przetargu.
– Akustyka jest bardzo trudna, ale na razie musimy funkcjonować w takich warunkach. Obawiam się, że okres wakacyjny może okazać się za krótki na przeprowadzenie takiej korekty. Ale paradoksalnie, być może to nawet dobrze, że nie udało się tego zrobić teraz. Będziemy mieli więcej czasu, żeby dobrze się do tego przygotować i wykrzesać jak najlepsze efekty akustyczne. Trzeba to zrobić raz a dobrze, a ja cieszę się, że będę mógł osobiście nadzorować przebieg tych prac.