Nową broń dostała w poniedziałek Straż Miejska. To kamery, które można ukryć na drzewie i nagrać tego, kto wyrzuca śmieci w krzakach. A także miernik do sprawdzania, czy koło dyskotek nie jest za głośno
Specjalna pompka pozwoli pobrać próbkę tego, co leci z czyjegoś komina, a później sprawdzić, czy ktoś nie spala śmieci. Kilka tygodni temu strażnicy przyłapali jednego z mieszkańców na spalaniu papy, a jeden mężczyzna sam wpuścił funkcjonariuszy do domu i ponoć bez szemrania przyjął mandat. Teraz kontrole mają być jeszcze łatwiejsze i jeśli ktoś nabierze podejrzeń, że wdycha np. palone opony z pieca sąsiada, będzie mógł zadzwonić po patrol Straży Miejskiej. - Przyjedziemy, pobierzemy próbki, oddamy je do analizy - zapewnia komendant.
W radiowozie są też cztery kamery na baterie zwane "fotopułapkami”. Na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądają jak kamery: to szare pudełka, które bardzo trudno było dostrzec na pniu drzewa, a właśnie tam mają być umieszczane. - Urządzenie posiada wbudowany czujnik ruchu. W momencie, gdy wykryje ruch robi zdjęcie i od razu wysyła je do nas w postaci wiadomości MMS - objaśnia Robert Gogola, rzecznik straży.
Dzięki temu funkcjonariusze będą wiedzieli, czy czujnik uruchomiło np. dzikie zwierzę lub samochód, czy też ktoś podrzuca tu śmieci. Kamera nagra całe zdarzenie, dzięki czemu łatwiej będzie namierzyć tego, kto pozbywał się odpadków i zaprosić go do komendy na "seans” i upominek w postaci mandatu opiewającego nawet na 500 zł. Mandatu wcale nie trzeba przyjmować, ale wtedy sprawa trafia do sądu, a ten może już ukarać bardziej dotkliwie: grzywną do 5000 zł. I jeszcze jeden szczegół: kamera ma lampę podczerwieni i może filmować także nocą.
W radiowozie jest też urządzenie do pomiaru hałasu w pobliżu dyskotek, klatka do przewozu zwierząt, piła spalinowa do usuwania powalonych drzew, agregat prądotwórczy, ale też czujnik do wykrywania skażeń wody. Są także czujniki wykrywające czad, amoniak, tlenek azotu i siarkowodór.
Dzięki nowym urządzeniom Straż Miejska będzie mogła sama sprawdzać, czy nie doszło do skażenia powietrza, wody lub ziemi. Wcześniej musiała wzywać Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. - Teraz będziemy się uzupełniać - mówi Leszek Żelazny, dyrektor WIOŚ.
Renault traffic z kompletem wyposażenia kosztował 170 tys. z czego 70 tys. wyłożył Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.