Czterech pijanych funkcjonariuszy Aresztu Śledczego w Lublinie zatrzymała policja. Mieli przy sobie broń i ostrą amunicję. Samochodem wracali z ćwiczeń w strzelaniu.
Funkcjonariusze to członkowie drużyny strzeleckiej. Wracali z Włodawy, gdzie na poligonie przez cały dzień ćwiczyli strzelanie. Przygotowywali się do zawodów. Nie wiadomo, czy alkohol pili już na poligonie, czy w czasie podróży. Wszyscy w sobotę i niedzielę składali wyjaśnienia. Policjanci ich jednak nie zatrzymali.
- Doszło do zdarzenia, które nigdy nie powinno mieć miejsca - mówi kapitan Marek Sierociuk, rzecznik prasowy AŚ. - To nie są dzieci. Z pewnością poniosą surowe konsekwencje. Sprawa jest ewidentna. Według naszych i policji ustaleń, broń znajdowała się w specjalnie do tego przystosowanych skrzyniach. A broń osobistą mieli przy sobie.
Zatrzymani to dwaj oficerowie, podoficer i kierowca. Poza jednym wszyscy pracują w więziennictwie od kilkunastu lat. O sprawie wie już dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej, który prowadzi wewnętrzne postępowanie wyjaśniające.
Wobec pijanych funkcjonariuszy nie wszczęto jednak postępowania dyscyplinarnego. Dlaczego? - Na razie nie ma do tego podstaw - wyjaśnia rzecznik aresztu. - Czekamy na wnioski prokuratury. Nie wiadomo, czy zostaną im postawione jakiekolwiek zarzuty. Do tego momentu musimy wstrzymać się z decyzją o ich zawieszeniu w obowiązkach służbowych.
Pracownicy aresztu nie chcieli komentować wpadki kolegów. - W każdej pracy znajdzie się czarna owca - mówi jeden z nich. - To, co zrobili, to zwykła głupota. Jak już chcieli wypić, to mogli to zrobić później. A już na pewno nie wracać samochodem z pijanym kierowcą.
Inspektor Ryszard Pachuta, komendant miejski policji w Lublinie, poinformował, że wczoraj sprawę skierowano do prokuratury. Czy i jakie zarzuty zostaną postawione funkcjonariuszom? - okaże się za kilka dni.