Popularna jadłodajnia Ludowa przestaje istnieć, mimo że jej uratowanie deklarowały lubelskie władze i radni. Dzisiaj można zjeść tam po raz ostatni obiad. Od jutrzejszego ranka właścicielki baru rozpoczynają wyprzedaż wyposażenia lokalu.
Walka w obronie baru trwała ponad rok, gdy rozeszła się informacja, że nowi właściciele kamienicy chcą lokal wymówić. Właścicielkom Ludowej nie udało się z nimi porozumieć. Nie mogły też same znaleźć innego odpowiedniego lokum.
O sprawie zrobiło się głośno w prasie. W obronie baru podpisało się kilkuset sympatyków jadłodajni, a radny Mirosław Orłowski zaproponował mediację z właścicielami kamienicy. Niestety, nie przyniosły skutku. O utrzymanie baru walczyli także stali jej klienci, którzy uważali, że miasto powinno pomóc Ludowej, gdyż - mimo twardych rynkowych reguł - trzeba wspierać polską, tanią i dobrą kuchnię.
Próbę ratowania Ludowej podjął także prezydent Lublina Andrzej Pruszkowski. Przedstawił właścicielkom baru kilka propozycji lokalowych.
- Wszystkie pomieszczenia, które mogły być brane pod uwagę, były zbyt małe - mówi Anna Kucharska, współwłaścicielka Ludowej. - Nie mogłyśmy także zgodzić się na te, usytuowane daleko od centrum, bo stracilibyśmy naszą stałą klientelę.
- Zrobiliśmy co było w naszej mocy - uważa Mirosław Kalinowski, rzecznik Urzędu Miasta. - Podaliśmy właścicielkom baru pełną listę tego, co posiada miasto. Nie skorzystały. Żałujemy.
Sympatycy baru starali się na własną rękę znaleźć jakieś godziwe miejsce, brano pod uwagę dawną stołówkę w budynku Wydziału Psychologii UMCS przy pl. Litewskim. Ale władze uczelni się nie zgodziły. Wcześniej nowi właściciele kamienicy zaproponowali, by Ludowa przeniosła się do pomieszczenia w oficynie. Ale wtedy - jak twierdzą właścicielki lokalu - między kuchnią a salą jadalną przebiegałaby klatka schodowa. Sanepid nie zaakceptowałby takiego rozwiązania.
- Ludowa przestanie istnieć - mówi ze smutkiem Kucharska. - W naszym barze pracowało 16 pracowników i dziewięciu uczniów.