Piszą o swojej pracy i publikują zdjęcia z hasztagiem #systemtoja. Do coraz bardziej popularnej na Facebooku akcji przyłączają się ratownicy medyczni z całej Polski. Wśród nich są Piotr Jewsiejczyk i Paweł Krysiak z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie.
Piotr i Paweł od 15 lat pracują w Wojewódzkim Pogotowiu Ratunkowym w Lublinie. Są ratownikami medycznymi, dyspozytorami, prowadzą szkolenia z pierwszej pomocy.
– Przyłączyliśmy się do akcji #systemtoja, bo może w końcu ludzie zaczną dostrzegać ratowników medycznych, przestaną traktować nas jak anonimową grupę, która jest od tego, żeby przynieść i wynieść pacjenta i przestaną nas lekceważyć – tłumaczy Piotr Jewsiejczyk. – Podzieliliśmy się jedną z naszych interwencji i cieszymy się, że została dostrzeżona, że ludzie gratulują nam odwagi, skuteczności.
Chodzi o niedawną akcję na lubelskim LSM. Piotr i Paweł uratowali tam 85-letnią kobietę, która próbowała przejść przez balkonową barierkę i omal nie wypadła z pierwszego piętra. – Sytuacja była ekstremalna, właściwie nie mieliśmy czasu, żeby czekać na wsparcie strażaków. Piotr pobiegł do mieszkania klatką schodową, ja wspiąłem się po barierce na balkon. Kobietę udało się uratować. To jednak tylko jeden z wielu przykładów, bo takie interwencje zdarzają się dosyć często, nie tylko nam – tłumaczy Paweł.
– To wymaga indywidualnego podejścia do każdego zdarzenia, szybkich reakcji. Pracujemy często w warunkach, w których ryzykujemy życie np. w niebezpiecznych sytuacjach podczas wypadków komunikacyjnych, w pomieszczeniach, gdzie może być tlenek węgla czy wreszcie z agresywnymi pacjentami i ich rodzinami – opowiada Piotr i dodaje, że dużo jest bezpodstawnych wezwań. – Nagminne jest na przykład wzywanie karetki, tylko po to, żeby zostać przyjętym na szpitalnym oddziale ratunkowym w pierwszej kolejności – tłumaczy Paweł.
Ratownicy tłumaczą, że nie zależy im na rozgłosie. – Taka jest ta praca. Nie tylko nasza, ale też innych ratowników medycznych, pielęgniarek i dyspozytorów w Lublinie oraz innych miastach Polski. I o tym chcemy mówić – dodaje Paweł Krysiak.
Jak mówią, zarobki w ich zawodzie, nie są adekwatne do ryzyka, jakie podejmują, ani odpowiedzialności, z jaką wiąże się ich praca. – Brakuje chętnych do pracy, co staje się dotkliwe, braki kadrowe będą jeszcze większe. Ludzie odchodzą z zawodu, bo z samej pasji nie da się wyżyć. Ratownik medyczny jest cichym bohaterem, ale rzadko mówi się o tym, jak wygląda nasza praca – kończy Paweł.