- Będę występował w sprawach dotyczących regionu, w obronie grup społecznych, które się do mnie zwrócą o pomoc. Będę też bronił ludzi w kwestiach dotyczących wymiaru sprawiedliwości, gdyż na tym znam się dobrze - mówi poseł Kurczuk.
Apel premiera wywołał także przeciwny do zamierzonego skutek. Robert Luśnia (LPR) twierdzi, że brak interpelacji z jego strony wynika z niedoświadczenia. - Jestem po raz pierwszy posłem. Biję się w piersi. Naprawdę zacznę składać interpelacje - zapowiada.
Poseł Luśnia jest z kolei rekordzistą pod względem liczby wystąpień z mównicy sejmowej. Ma ich na kocie 87. - Tylko tyle? - dziwi się poseł Luśnia. - A to dlatego że przez miesiąc leżałem w szpitalu. Gdyby nie to, na pewno przekroczyłbym setkę. A poważnie, to zawsze będę zabierał głos, by bronić polskich pieniędzy przed lewymi interesami.
Do innych lubelskich posłów premier nie musi się zwracać z takimi prośbami, gdyż liczba interpelacji złożonych przez poszczególne osoby nie przekracza trzech. - Z mojego doświadczenia wynika, że interpelacje nie są skutecznym narzędziem - mówi posłanka Elżbieta Kruk (PiS).
Premier Miller może natomiast być zadowolony z posła Henryka Lewczuka (niezależny), który od początku kadencji ani razu nie zabrał głosu i nie napisał żadnej interpelacji. - Każdy poseł ma swój sposób pracy. Jedni chcą się pokazać, inni wolą pracować. Ja należę do tej drugiej grupy. Jestem za poważnym człowiekiem, by pod wpływem emocji wykrzykiwać z mównicy sejmowej. Wolę składać pisma do kompetentnych resortów w sprawie konkretnych problemów - stwierdził.
Liczba interpelacji poselskich:
Nie napisali żadnej: Jan Byra (SLD), Lech Nikolski (SLD), Szczepan Skomra (SLD), Stanisław Głębocki (Samoobrona), Marian Kwiatkowski (Samoobrona), Franciszek Stefaniuk (PSL), Leszek Świętochowski (PSL), Robert Luśnia (LPR) i Henryk Lewczuk (niezależny).