Lublin przyłączy się do walki miast z siecią klubów ze striptizem. Miasto odpowie na apel prezydenta Sopotu, który jako pierwszy pozwał do sądu klub Cocomo. Tymczasem w czwartekj właściciel sieci zmienił szyld i odmawia jakichkolwiek komentarzy
To właśnie na naruszanie dobrego wizerunku miasta i nieuczciwą konkurencję powołał się prezydent Sopotu, występując do sądu z pozwem przeciw Cocomo. To samo zaproponował innym samorządom, na których terenie działają kluby sieci. Jako jeden z pierwszych zareagował prezydent Wrocławia.
Z samorządową batalią zbiegła się nieoczekiwana zmiana szyldów w sieci klubów go-go. W czwartek rano na kamienicy przy lubelskim deptaku nie było już śladu po szyldzie Cocomo. Na oficjalnej stronie internetowej można było znaleźć komunikat, że "marka klubów Cocomo kończy swoją działalność”. Tyle, że niedługo później na budynku pojawił się nowy szyld: Fascination (na zdjęciu), a na drzwiach naklejka z godzinami otwarcia i informacją, że wstęp kosztuje 50 zł.
Po wyjaśnienia zadzwoniliśmy do krakowskiej spółki Event, która prowadzi lokale. - Nie udzielamy żadnych informacji, wszystko jest podane na stronie internetowej - usłyszeliśmy.
Tym, co dzieje się za czerwonymi zasłonami, interesuje się też prokuratura. Lubelscy śledczy badają doniesienia czterch klientów Cocomo, którzy twierdzą że zostali oszukani w lokalu i to na ciężkie pieniądze. Finansiście z Warszawy zniknęło 54 tys. zł z karty kredytowej. Pewien Norweg zapłacił 25 tys. zł, inny mężczyzna stracił 1,5 tys. zł, a jeden z mieszkańców Lublina, który zabrał do klubu 150 zł, obudził się z dwiema fakturami na prawie 5 tys. złotych. Mężczyzna kwestionuje swój podpis na dokumentach.
Wszystkie te przypadki objęto jednym postępowaniem. Na razie nikt nie usłyszał jeszcze zarzutów i wciąż nie wiadomo, czy usłyszy. - W jednym przypadku nagranie z kamery monitoringu wykazało, że klient płacąc kartą samodzielnie podpisał potwierdzenie transakcji - mówi Jadwiga Nowak, szefowa Prokuratury Rejonowej Lublin Północ. - Czekamy na pozostały materiał z kamer oraz dokumentację z banków - dodaje.
Działalności klubu od początku towarzyszyły kontrowersje. Niektórych gorszyła obecność lokalu ze striptizem przy deptaku, innym przeszkadzały nachalne dziewczyny z różowymi parasolkami werbujące klientów na ulicy. Zastrzeżenia mieli nawet urzędnicy nadzoru budowlanego.
- Wydaliśmy decyzję o wstrzymaniu użytkowania drugiego piętra - przyznaje Joanna Jać, szefowa Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego miasta Lublin.
Chodzi o to, że formalnie nie zostało zmienione przeznaczenie pomieszczeń na tym piętrze. W dokumentach nadal były to mieszkania. Po odwołaniu sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia. Nowej decyzji jeszcze nie ma.