To już przesądzone. Zwolennicy budowy nowego toru kartingowego nie mają zgody na pikietę przed Ratuszem i przejazd kolumny aut przez centrum miasta. Wojewoda podtrzymał zakaz prezydenta, a organizatorzy odwołali akcję. Ale to wcale nie oznacza, że się ona nie odbędzie.
Organizatorzy zgłosili zgromadzenie Ratuszowi w piątek, a w poniedziałek dostali z urzędu zakaz. Miasto tłumaczyło, że akcja sparaliżuje ruch i uniemożliwi przejazd służb ratunkowych, co zagrozi bezpieczeństwu mieszkańców. Organizatorzy odwołali się do wojewody, ale ten utrzymał w mocy zakaz prezydenta.
- Przeprowadzenie zgromadzenia publicznego w miejscu i czasie podanym przez organizatorów oznacza niemal nieunikniony paraliż komunikacyjny ulic Lublina oraz korki na głównych skrzyżowaniach śródmieścia - stwierdza we wtorkowym komunikacie Marcin Bielesz, rzecznik wojewody. - Nawet przy przejęciu przez funkcjonariuszy policji ręcznego kierowania ruchem na głównych skrzyżowaniach, przy natężeniu ruchu zwiększonym o uczestników zgromadzenia, nie ma możliwości zapewnienia drożności i płynności ruchu.
Decyzja wojewody jest ostateczna i zamyka drogę do jutrzejszej akcji. Organizatorzy mogą złożyć skargę do sądu, ale i tak nie pozwoli to na legalne demonstrowanie w czwartek.
- APELUJĘ 29.01 nie wychodzimy i nie wyjeżdżamy! - czytamy w oświadczeniu organizatora na Facebooku.
Ale wielu innych zwolenników budowy toru i tak zapowiada, że przejazd się odbędzie. - Kto może niech pojawi się pod Ratuszem o 9 na "pogawędkę” we wspólnym gronie, a potem od godz. 15.30 pozwiedzamy nasz piękny Lublin i poszukamy wspólnie inspiracji - pisze jeden z internautów i załącza mapkę z pokolorowanymi ulicami. Tymi samymi, które wcześniej podano w oficjalnym zgłoszeniu jako trasę przejazdu.
Prezydent miasta jako miejsce na nowy tor wskazuje nieczynną kopalnię piachu w gminie Lubartów, gdzie zmieniono już w tym celu plan zagospodarowania terenu. Ale większość zainteresowanych chce, by tor powstał w Lublinie. Ratusz przyznał we wtorek, że ma na oku dwa miejsca, ale zastrzegł, że jest mało prawdopodobne, by dla tych lokalizacji udało się zdobyć decyzję środowiskową, poza tym jest ryzyko protestów okolicznych mieszkańców. Prezydent nie sprecyzował o jakich miejscach mowa. Dodał tylko, że chodzi o tereny przemysłowe.