Dokładnie o godzinie 12 w salach operacyjnych Wojewódzkiego Szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie zakończyły się zabiegi. Lekarze wstrzymali się z badaniami, a pielęgniarki z zastrzykami. Zebrali się w sali konferencyjnej, by wiecować.
Szpital oflagowano. Na szpitalnych korytarzach porozlepiano plakaty: "Do kosza z taką ustawą”, "Niesamowite, że zostało jeszcze coś, co można nam zabrać”.
Podobne godzinne protesty odbyły się we wszystkich szpitalach regionu. Ale chorzy nie zostali bez opieki. Placówki pracowały tak, jak w czasie dyżurów świątecznych. - Z akcji wyłączyliśmy onkologię, pediatrię, oddziały ratujące życie - dodała Maria Olszak-Winiarska, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych na Lubelszczyźnie.
Protest był wymierzony przeciw dwóm aktom prawnym. Pierwszy to projekt ustawy o pomocy publicznej i restrukturyzacji ZOZ, który dziś trafi do Sejmu. - Jest iluzją pomocy - twierdzi Wiesława Sidorowska, przewodnicząca lubelskiej Izby Pielęgniarskiej. - Jeszcze bardziej pogrąży zadłużoną na 350 mln zł lubelską służbę zdrowia.
Ustawa zakłada prywatyzację i przekształcenie szpitali w spółki użyteczności publicznej. Wprawdzie takie spółki mogą brać pożyczki z budżetu państwa, ale muszą też je spłacać. Pożyczki są dużo mniejsze od długów szpitali. A niespłacenie kredytu grozi bankructwem. - Z kilkudziesięciu szpitali, które mamy w naszym regionie, zostanie kilka - prognozuje dr Janusz Spustek, przewodniczący Związku Zawodowego Lekarzy na Lubelszczyźnie.
Protestowano także przeciw nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego. Pozwala on traktować szpitale jak przedsiębiorstwa i zajmować komornikom także wynagrodzenia pracowników. Do takiej egzekucji jeszcze w naszym regionie nie doszło. - Domagamy się w trybie pilnym zamiany zapisów tej nowelizacji - postuluje Barbara Bogdańska, przewodnicząca NSZZ "Solidarność” w szpitalu przy al. Kraśnickiej.